W humanistyce funkcjonuje pojęcie „polityki pamięci”, bardziej ogólna wersja znanego konceptu „polityki historycznej”. Polityka pamięci to – mówiąc w skrócie – praktyki selekcji wątków z przeszłości w celu ich upamiętnienia, uobecnienia w teraźniejszości. Polityka pamięci zawsze dotyczy społeczności, która próbuje wynegocjować zestaw wspólnych wartości – mogą to być praktyki inicjowane na poziomie narodowym przez instytucje państwowe, ale też zupełnie oddolne inicjatywy na poziomie regionalnym lub nawet rodzinnym (dlatego często mówi się też o „politykach pamięci” w liczbie mnogiej). Słowo „polityka” bierze się tam z kolei stąd, że zamiar upamiętnienia zawsze wypływa z jakiegoś konkretnego zestawu wartości i zawsze służy jakiemuś celowi – co tłumaczy, dlaczego bohaterowie na pomnikach i w nazwach ulic czasem zmieniają się w zależności od epoki i aktualnych stosunków władzy.
Dzięki środowiskom związanym z polską prawicą coraz więcej jest w ostatnich latach inicjatyw związanych z upamiętnianiem tzw. Żołnierzy Wyklętych (występują różne warianty pisowni, jeśli chodzi o małe lub wielkie litery). Na wypadek, gdyby ktoś nie wiedział (pojęcie nie funkcjonuje w końcu od zawsze, powstało w 1993) – Żołnierze Wyklęci to zbiorcza nazwa dla różnych organizacji antykomunistycznego podziemia pod koniec i po drugiej wojnie światowej. Byli to zwykle partyzanci walczący początkowo z Niemcami, którzy jednak nie złożyli broni i postanowili walczyć z nowymi władzami Polski po 1945. Środowiska prawicowe upamiętniają ostatnio Żołnierzy Wyklętych twierdząc, że dotąd ta pamięć była zaniedbywana – nie jest jednak oczywiście przypadkiem, że wybierają właśnie partyzantów antykomunistycznych jako swoich bohaterów. W dyskursie wokół Żołnierzy Wyklętych często pojawiają się zresztą wątki dotyczące czasów po 1989 – szczególnie kompromis Okrągłego Stołu (tamci bohaterowie na żaden kompromis przecież nie poszli!) i fakt nieosądzenia polskich sędziów stalinowskich.
A dlaczego o tym wszystkim piszę na Jawnych Snach? Otóż dlatego, że niedawno natknąłem się na grę „Tropem Wilczym” opowiadającą właśnie o Żołnierzach Wyklętych, zaprojektowaną przez Zebra Projekt, sfinansowaną przez BZ WBK i objętą patronatem Instytutu Pamięci Narodowej i Muzeum Powstania Warszawskiego, a ponieważ od pewnego czasu szczególnie interesuję się związkami gier i ideologii, postanowiłem się rzeczy przyjrzeć trochę bliżej.
Patronat IPN-u i Muzeum Powstania Warszawskiego nie zaskakuje – już od pewnego czasu te instytucje widzą w grach szczególne, atrakcyjne narzędzie edukacyjne. Z taką myślą wydane zostały m.in. planszówki „Kolejka” (dotycząca walki o towary w pustych PRL-owskich sklepach), „Dywizjon 303” i przypadek domagający się osobnego opisu, to znaczy „Mali Powstańcy” – kreskówkowa gra („nie zawiera elementów przemocy”, uspokaja napis na pudełku) na temat harcerzy-łączników w powstańczej Warszawie.
Cały projekt „Tropem Wilczym” składa się zasadniczo z trzech części: quizu na Facebooku, w którym za szybkie klikanie prawidłowych odpowiedzi na temat Żołnierzy Wyklętych można było wygrać iPada mini, zestawu małych gier przeglądarkowych dostępnych na stronie projektu oraz biegu terenowego, który odbył się 23 marca (i w ramach przygotowań do niego trzeba było wykonać kilka zadań zamieszczonych na stronie).
Mam już raczej za sobą czas, kiedy cieszyły mnie rajdy i biegi terenowe, najpierw zapaliłem się więc do tego, żeby spróbować ograć prawicowców na iPada w quizie. Odpowiedzi zostały udostępnione w Internecie, więc można było przeczytać i zapamiętać wzrokowo. Od razu rzucają się tam zresztą w oczy pewne prawidłowości. Jeśli pytanie dotyczy represji wobec Żołnierzy Wyklętych, prawidłową odpowiedzią będzie zawsze największa skala prześladowań: 4500 wyroków, 49 rodzajów tortur, wymordowanie granatami we śnie, 8 dywizji LWP, 35 tysięcy żołnierzy NKWD. Jeśli pytają nas o bohaterstwo Żołnierzy Wyklętych, tu też oczywiście chodzi o największe wartości: o jak najdłuższą walkę, jak najliczniejsze oddziały, bohaterską śmierć w boju. Podobnie z czarnymi charakterami: w pytaniach o komunistów należy zawsze wybierać opis sugerujący rosyjskie powiązania i ogólną moralną ohydę (na przykład Bolesław Bierut to „agent NKWD stojący na czele komunistycznego reżimu w Polsce”).
Są i pytania bardziej zastanawiające. Mamy tu wycieczki do współczesności („Ilu komunistycznych sędziów skazujących „Żołnierzy Wyklętych” zostało po 1989 r. skazanych za swoje czyny?” – oczywiście okrągłe zero, gdzie indziej mamy też wzmiankę o wysokich emeryturach) albo intrygujące wzorce zachowań („13 kwietnia 1946 r. w Szczecinie podczas zlotu młodzieży „Trzymamy straż nad Odrą” harcerze: pobili członków młodzieżówki komunistycznej biorącej udział w zlocie„). Zdarzyło mi się prowadzić przez pewien czas drużynę harcerską i gdyby moi harcerze pobili członków jakiejkolwiek młodzieżówki, wolałbym, żeby o tej wychowawczej porażce nie rozgłaszano jeszcze prawie 70 lat później – ale co ja tam wiem o prawdziwym patriotyzmie.
A bywa jeszcze bardziej niepokojąco. Mamy takie oto pytanie: „<<Oświęcim to była igraszka>> powiedział: Witold Pilecki podczas pobytu w komunistycznym więzieniu„. Nie umniejszając zasługom Pileckiego (który w celach wywiadowczych dobrowolnie trafił do Auschwitz, a potem stamtąd uciekł), twórcom quizu niebezpiecznie umyka kontekst – ta prywatna wypowiedź dotyczyła porównania tortur UB i osobistych doświadczeń z Auschwitz (a bądź co bądź, Pilecki jako polski więzień polityczny z wczesnego transportu należał do stosunkowo „bezpiecznej” grupy). Dobrze byłoby na ten kontekst uważać. Bo twórcy gry chyba nie chcą sugerować, że planowe wymordowanie ok. 1,1 mln ludzi było igraszką w porównaniu do represji wobec Żołnierzy Wyklętych.
Prawda?
Ale zostawmy już quiz. Kiedy już w miarę dobrze wyuczyłem się odpowiedzi, okazało się, że jest jednak sporo ludzi szybszych ode mnie (wolno działająca przeglądarka też miała pewne znaczenie), możliwość ponownych prób pojawiała się zresztą dopiero wtedy, kiedy zaprosiło się do aplikacji kolejnego znajomego, a jednak nie miałem ochoty jej nadmiernie promować. Szybko pogodziłem się z tym, że jednak nie będę czytał prawicowej publicystyki dla beki na nowym iPadzie mini i przeszedłem do przeglądarkowej „gry symulacyjnej” na stronie projektu.
I tam dopiero się zaczęło.
Mamy do czynienia z kilkoma rozdziałami dotyczącymi różnych epizodów z partyzanckiego życia Żołnierzy Wyklętych. Mówią o zdobywaniu środków na działalność, wykrywaniu i zwalczaniu konfidentów, planowaniu ataków i ogólnie – mówiąc krótko – zabijaniu komunistów. Jeśli chodzi o formę tej gry, to z braku lepszego określenia nazwę ją miksem interactive fiction z zagadkami do klikania/wypełniania, zrobionym w HTML-u rodem z lat 90. Przeszedłem wszystkie dostępne na stronie rozdziały oprócz dwóch ostatnich (bo – przyznam – odpadłem, kiedy kazano mi uzupełniać teksty z pamięci i odszyfrowywać wiadomości). Na usprawiedliwienie tego pominięcia mam to, że pewnie i tak mało kto w ogóle w to grał (a całości na pewno nikt porządnie nie przetestował, bo roi się tam od prymitywnych błędów językowych).
Zaczynam od rozdziału, w którym muszę wyjść z lasu i zdobyć zasoby dla oddziału. Dostaję kwity rekwizycyjne, które mają pocieszyć wieśniaków, którym będę coś zabierał, ale też nie mam ich zbyt dużo – coś będzie trzeba więc po prostu ukraść, „okres wojny wiele wybacza, trzeba to tylko zrobić tak, żeby nikt nie umarł z głodu, i żeby nikt nie zauważył, że to leśni” (cytat z gry). Mam zdobyć m.in. dwa koła samochodowe, więc odkręcam je od samochodu milicyjnego (słusznie przeczuwając, że to będzie najwyżej punktowana opcja). Taczkę zabieram jakiejś staruszce za pomocą kwitu rekwizycyjnego, a konia kradnę z PGR-u – pardon, „kołchozu” – i zabieram do lasu, gdzie „na pewno będzie mu lepiej, a na pewno weselej”. Wygląda na to, że skończyłem etap, z początku cieszę się, że gra prezentuje niejednoznaczne moralnie wybory (bo przecież nawet taczkę od staruszki mogłem ukraść!). Dostaję jakieś punkty, ale nie wiem, za co – na pewno zostałem sowicie nagrodzony za odkręcenie milicyjnych kół, ale czy zarekwirowanie taczki i kradzież konia były właściwe, tego już nie wiem – ale zadanie wykonane, a bohaterów się, jak widać, nie rozlicza.
Gdzie indziej stawia się przede mną zagadkę kryminalną, w której na podstawie zasłyszanych plotek mam zdecydować, kto jest konfidentem; uczestniczę w scenie egzekucji na odkrytym podstępem agencie NKWD; planuję i przeprowadzam szturm na posterunek milicji. W pewnym momencie w czasie odprawy dowódca pyta mnie, kto jest naszym głównym celem:
A ja, jako że nie chce mi się już w to grać po myśli twórców, zaznaczam: ależ oczywiście, że ludność cywilna i urzędnicy administracji. Co robi gra? Nic. Żadnego komentarza, kary punktowej, zmuszenia do powtórnego wyboru. Ubecja, cywile, whatever, „my polskije partizany”, Bóg rozpozna swoich.
Ale i tak moim ulubionym etapem jest ten, w którym wcielam się w Józefa „Lalka” Franczaka, jednego z najczęściej przypominanych Żołnierzy Wyklętych, „ostatniego żołnierza antykomunistycznego podziemia”, odznaczonego pośmiertnie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Józef Franczak był partyzantem na Lubelszczyźnie aż do 1963 roku, kiedy to został zastrzelony w obławie SB i ZOMO (i oczywiście właśnie jego ostatnie chwile odtwarzać będzie gra).
W 1963 roku The Beatles wydają pierwszy album, trwa Sobór Watykański II, zastrzelony zostaje Kennedy, Walentina Tierieszkowa leci w kosmos, startuje festiwal w Opolu. Świat wygląda inaczej, niż zaraz po II wojnie światowej, a Polski nie można już nazwać stalinowską. Józef Franczak strzela do – bądź co bądź – legalnych funkcjonariuszy państwa, w walce, która nie ma już żadnego pragmatycznego sensu. I my w grze „Tropem Wilczym” strzelamy, nawet jeśli wygląda to dość zabawnie. Zobaczcie sami:
W finałowej scenie my, jako Józef Franczak, wiemy już oczywiście, że zginiemy, ale możemy przynajmniej zwiększyć „ilość trupów”.
Z „ilością trupów” mam kilka problemów – estetycznych i etycznych. Co do estetycznych – z rzeczownikami policzalnymi używamy słowa „liczba”, a nie „ilość” (życzliwie założę, że Józef Franczak mógł tego nie wiedzieć). Widać zresztą po liczbie błędów, że przed opublikowaniem gry nikt poza autorem jej nie przetestował. Ponadto, być może Józef Franczak naprawdę byłby tematem do ciekawej opowieści, ale niestety, napisane jest to tak grafomańsko, że jedyną jego czytelną motywacją jest zabijanie komunistów.
Co do etycznych – „Tropem Wilczym” to gra, która próbuje przedstawić mi jako bohatera jakiegoś szaleńca, dla którego liczy się tylko to, ilu policjantów zabije. Być może prawdziwy Józef Franczak nie miał mentalności terrorysty, ale gra na pewno go w ten sposób pokazuje; ten rozdział nie odbiega zresztą jakoś szczególnie od ogólnego tonu gry.
Dlaczego w ogóle zajmuję się czymś, w co nie grał być może nikt poza mną i autorem? Oczywiste jest, że Zebra Projekt jako firma zajmująca się głównie grami miejskimi po prostu nie ma pojęcia o robieniu gier komputerowych, a cała ta gra przeglądarkowa była zrobiona tylko na doczepkę do quizu na Facebooku i gry terenowej. Czepiam się jednak, bo uważam, że to z kilku powodów ważne.
Po pierwsze – wierzę w gry jako medium edukacyjne i perswazyjne i w sensowność nurtu serious games. Jestem przekonany, że warto zapoznawać się z grami takimi jak „Endgame: Syria”, „Fate of the World”, „Sweatshop”, a nawet nieszczęśni „Mali Powstańcy” – choćby po to, żeby podyskutować o ekspresyjnych możliwościach medium interaktywnego. Niestety, przeglądarkowa gra dołączona do „Tropem Wilczym” jest po prostu nieudolna i sama się kompromituje jako narzędzie edukacyjne.
Po drugie – zasady mają znaczenie. W grze nie wystarczy dopilnować, żeby teksty i grafika były zgodne z naszą ideologią – trzeba jeszcze zwrócić uwagę na feedback dawany graczowi i reakcję gry jako systemu. Chociaż „Tropem Wilczym” jest raczej prymitywne jako system interaktywny, to i tak ponosi na tym polu porażkę. Gra pozwala mi okradać zwykłych wieśniaków, fałszywie oskarżać konfidentów i deklarować chęć walki z ludnością cywilną i nawet mnie za to nie upomina. Wydaje mi się, że nie o takie wzorce chodzi propagatorom pamięci Żołnierzy Wyklętych – ale jednak nie jestem taki całkiem pewien, bo przecież w warstwie czysto tekstowej „Tropem Wilczym” pozytywnie wartościuje chłostanie konfidentów, egzekucje bez sądu, podpalanie posterunków milicji i bicie komunistycznych młodzieżówek przez bohaterskich harcerzy.
Po trzecie – nie mam złudzeń, że będę zgadzał się polityką pamięci uprawianą przez Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum Powstania Warszawskiego, ale upieram się, że od instytucji publicznych mogę wymagać większej ostrożności w kwestii tego, komu i czemu udzielają patronatu. O ile „Małych Powstańców” z ideologicznego punktu widzenia uważam za grę szkodliwą, to muszę przyznać, że jest zgrabnie zaprojektowana, jeśli chodzi o gameplay i oprawę graficzną. Gra przeglądarkowa w „Tropem Wilczym” nie ma nic na swoją obronę – jest nędznie zaprojektowana i etycznie wątpliwa (a ktoś jednak dostał za nią pieniądze). Sam koncept upamiętniania Żołnierzy Wyklętych wydaje mi się trochę ryzykowny (ciekawie to ryzyko punktuje Jacek Dehnel) – ale skoro już ktoś chce ich honorować przy pomocy gry, to niech przynajmniej trzyma się jakichś minimalnych standardów.
Bo (niech prawica nie ma monopolu na cytowanie Herberta od czapy) w gruncie rzeczy jest to sprawa smaku
Tak smaku
Czasem są takie artykuły, których aż się nie chce komentować, ale czasem pojawiają się takie, które bardzo chciałoby się skomentować, tylko nie ma jak, bo wszystko zostało w nich powiedziane. Ten należy do tej drugiej kategorii.
Nie było moją intencją wyczerpywanie tematu, ale komentarz potraktuję jako komplement :-).
Pamiętam że też chciałem zagrać, ale odbiłem się momentalnie i nie próbowałem się przełamać…
Endgame: Syria jest bardzo fajny, bo dzięki sprytnej mechanice dobrze się gra i może być wprowadzeniem do dyskusji.
Bardzo dobry tekst, Piotrze. Podziwiam Twoje samozaparcie w obcowaniu z tym tworem. Teraz czekam, aż zwalą nam się tu co bardziej prawicowi gracze i okrzykną Cię lewakiem.
Trochę się skrzywiłem, widząc ten komentarz. Ostatnio jako kolektyw mamy raczej tendencje do przeginania w lewo bez żadnych „prawicowych wyskoków”, właściwie to jest tendencja obecna w całym nurcie pisania o grach, a tu jeszcze coś w stylu „COME AT US PRAWAKI”. Bartku. :(
Jasne, że w tematyce łączącej gry i politykę nie unikniemy polityki, ale sam pisząc postanowiłem się angażować w nią nie więcej, niż to konieczne, żeby rozrywka łączyła, a nie dzieliła – nie przechylając się zanadto ani w lewo, ani na prawo. Piszemy o grach, nie antagonizujmy się więcej, niż to konieczne. Polityczne podjazdy możemy umieszczać na innych blogach. Pamiętam, że dwóch redaktorów przeprosiło już tu komentatora za zbyt swawolne ataki na czyjeś poglądy polityczne – i był to dobry trop, idźmy za nim dalej.
P.S. Nie wyrażam tu swoich poglądów politycznych (jakoś przyjęło się, że jeśli ktoś nie jest za, to jest przeciw, więc uznałem za stosowne to zadeklarować), po prostu… więcej szacunku, mniej strawmanów. Jawne to i tak nisza, po co ograniczać ją i do ludzi o jednym światopoglądzie?
—
Co do samego tekstu – już drugi od końca screen powiedział wszystko, co mogło być powiedziane. „Musze”, potem decyzja o oszczędzaniu magazynków, a na koniec najlepsze zdanie, jakie padło kiedykolwiek w polskich grach. I mean, wow. To jakiś tekstowy grindhouse.
Aleksander ma rację. Trzymajmy się jak najdalej od deklaracji politycznych, szanując uczucia naszych czytelników. Pamiętam, jak mnie poniosło kiedyś przy temacie „Uważam rze”, ktoś mi zwrócił na to uwagę w komentarzach i potem przepraszałem, zawstydzony. Piętnujmy głupotę na konkretnych przykładach – jak zrobił to w niniejszym tekście Piotr – bez względu na polityczne barwy, ale nie twórzmy wspólnych mianowników.
Poza tym wszędzie wokół tyle ględzą o polityce, że aż od tego mdli. Niech Sny w miarę możliwości będą od niej wolne.
Uważacie że to jest za mocny komentarz? Hmm.
Nie twierdzę, że za mocny jak na usera (można by dyskutować), ale nie przystoi gospodarzowi, który dał w ten sposób znać pewnej (szerszej niż zamierzał) grupie odbiorców „my już znamy wasze sztuczki, panowie, krzyczcie, co chcecie, my już zatykamy uszy”.
Wiem, o co Ci chodzi, ale IMO nieszczęśliwie to ująłeś.
Hmm, a ja skomentuję tak trochę obok, bo ani do końca nie chcę przytaknąć Bartkowi, ani do końca nie zgadzam się z Aleksandrem i Olafem.
Nie wierzę w apolityczność. Uważam, że odsłanianie swoich ideologicznych uwarunkowań jest cechą uczciwego krytyka (co oczywiście nie znaczy, że w każdym tekście trzeba się zdradzać z zestawem poglądów). Apolityczne podejście do politycznego tekstu jest moim zdaniem nieodpowiedzialne, jest jakąś sztuczną konstrukcją, aktem lektury nadmiernie odchylonym od dyskursu, w którym tekst sam chce się osadzić.
W takiej sytuacji jest trochę właśnie mój tekst – możecie uznać, że to „piętnowanie głupoty” (i to pewnie racja), ale nie zdziwi mnie, jeśli ktoś przeczyta tę notkę jako ostry komentarz polityczny (bo odnoszę się do konkretnej gry, ale przecież jednak z poglądami nie kryję).
Aleksandrze, dlatego też nie bardzo wierzę w takie „nieprzechylanie się” i koncyliacyjny postulat, żeby „rozrywka łączyła, a nie dzieliła”. Wydaje mi się, że na Jawnych każdy autor pisze z takiego egzystencjalnego miejsca, w jakim się znajduje, i nie ma sensu na siłę umieszczać się w jakimś wymyślonym centrum. A tak poza tym to jestem zdania, że w ogóle zbyt często w dyskusjach o grach używamy pojęcia rozrywki, bo te dwa pojęcia wcale nie są ze sobą związane w sposób konieczny (a już szczególnie w przypadku serious games, które tematykę rozrywkowości zwykle problematyzują).
A Bartek poniekąd miał rację w swojej prognozie – w kolejce pojawił się już komentarz, gdzie użyto wobec mnie wulgarnego słowa oznaczającego żeńskie narządy płciowe (można rzucić okiem w panelu administracyjnym). Nie rusza mnie to za bardzo, ale jak widać temat jednak wywołuje emocje.
Ten kolega to już tu chyba kiedyś był, tak mi się coś majaczy, że w okolicach mojego tekstu o Ukraińcach w Polsce. I też używał brzydkich słów.
Zgadzam się ze wszystkim, ale mój postulat jest taki, że nie powinniśmy traktować politycznych tematów w, hm, niedyskretny sposób. Komentarz typu „Uważam, że czekolada jest lepsza niż batony” otwiera dyskusję. „Uważam że czekolada jest lepsza niż batony, nie mogę się doczekać, aż zlecą się tu ludzie od batonów i zaczną tu marudzić” w pewnym stopniu zamyka dyskusję.
Komentarz tego pana widziałem, ale nie liczmy idiotów po każdej stronie barykady, a pamiętajmy, że po obu stronach są wartościowi ludzie. Sam odpowiadałem tu ostatnio na komentarze o „korwinoidach” i „followersach Cejrowskiego”, więc nie jest tak, że od tematu umywam ręce, ale takimi cytatami i słowami należy operować ostrożnie, by nie wytworzyć fermentu przyjaznego tylko dla określonej grupy odbiorców.
Podsumowanie: Mój postulat to nie „be friends with each other through autocensorship”, a „poruszajmy brzydkie tematy w gumowych rękawiczkach”. :P
Mi tylko smutno, bo mam świadomość, że ktoś miał dobre intencje wydając na ten projekt pieniądze. A efekt jest taki jak zwykle w takim przypadku.
Witam,
Bardzo dziękuję za ten artykuł. Myślę, że to ważny głos w temacie pokazywania historii. Bo np. pełno w naszej kulturze odwołań do pięknych bohaterskich czynów zakończonych śmiercią, a za mało osób, które konstruktywną pracą i cierpliwością zmieniały rzeczywistość wokół siebie (np. inżynierów czy lekarzy).
Myślę, że to, w jaki sposób myślimy i widzimy żołnierzy wyklętych trochę zależy od poglądów społeczno – politycznych, postrzegania historii.
Tworząc portal z zadaniami grupowymi (gry symulacyjne były dodatkiem) analizowaliśmy materiały źródłowe, oglądaliśmy zdjęcia, czytaliśmy wspomnienia samych żołnierzy. To nie byli rycerze na białych koniach, żyli w bardzo trudnych warunkach, w rozdarciu i często zdarzało im się kraść, by przeżyć. Postępowali też często brutalnie – dlatego w grze nie ma komentarza dla gracza, o które upomina się autor.
O komunistach mówili i pisali jak najgorzej i z nienawiścią. Z resztą z wzajemnością.
Błędy językowe, bez komentarza.
Kiedy będziemy tworzyć kolejną grę – podeślemy do przejrzenia – mam nadzieję, że spełni wymagania autora artykułu.
Dziękuję też za głos dotyczący funkcji edukacyjnej gier historycznych – bo ja tak postrzegam gry historyczne – jeśli nie zaznaczono, że np. historia jest tylko kanwą wydarzeń fikcyjnych, to każda z nich jest edukacyjna.
Każdy ze scenariuszy gier był sprawdzany przez doświadczonego historyka (tu można się spierać jakie poglądy miał historyk, ale to inna sprawa) w oparciu o źródła.
W każdą grę średnio zagrało 400 osób (to liczba osób, które doszły do ostatniego etapu).
Mam nadzieję na dalszy kontakt.
pozdrawiam
@Piotr W – Witamy na Jawnych Snach! Każda dyskusja o grze robi się dużo ciekawsza, kiedy włączają się w nią sami twórcy, a przyjęcie z klasą ostrej krytyki i potraktowanie jej jako impulsu do dalszej rozmowy – to duża sztuka.
Piotrze,
Podobnie jak Paweł, dziękuję za włączenie się do dyskusji. Pozwolę sobie jednak na parę uwag.
Non sequitur. Z tego, że kiedyś Żołnierze Wyklęci (nie leży mi to określenie, ale nie czas tu i nie miejsce na dyskusję o nim, więc tylko zaznaczam, że nie lubię, a używać będę dalej, bo wszyscy wiedzą o co chodzi) działali, jak to ujmujesz, brutalnie, mniejsza o to czy z wysokich czy niskich pobudek, i czy w dobrej czy złej wierze – z tego absolutnie nie wynika, że można współcześnie podawać pewne informacje bez komentarza. To jak z „Protokołami Mędrców Syjonu”, „Mein Kampf” czy Czerwoną Książeczką Mao – po prostu nie podaje się pewnych rzeczy bez komentarza z perspektywy czasu, bo jest to wtedy propagowanie niebezpiecznych treści.
Znowu non sequitur, ba, wręcz kompletnie nielogiczne zdanie. Jeśli nie zaznaczono że historia jest tylko punktem wyjściowym, a zasadnicza treść jest fikcją (bo tak rozumiem ten niezręczny zwrot „historia jest tylko kanwą wydarzeń fikcyjnych”), to nie znaczy wtedy, że każda taka gra jest edukacyjna. Wprost przeciwnie, to znaczy że fikcja podszywa się pod realną historię – bo treść jest zmyślona, ale wzmianki o tym nie ma. To coś jak „Inglorious Basterds” (inne medium, ale zasada ta sama) – niezła rozrywka, ale w żadnym razie nie film edukacyjny.
@Bartek – Pozwolę sobie zaprotestować – zestawienie w jednym rzędzie Żołnierzy Wyklętych, „Protokołów Mędrców Syjonu”, „Mein Kampf” i Czerwonej Książeczki to, mówiąc bardzo delikatnie, przejaw mocnego zagalopowania.
Rozumiem historyczne podstawy sporu o ocenę działalności Żołnierzy Wyklętych. Rozumiem też, że, niestety, dzisiaj o wiele silniejsze od nich są podstawy doraźnie polityczne – jeśli jesteś z tzw. prawej, musisz ich czcić, a jeśli z tzw. lewej, deprecjonować, inaczej posypią się oskarżenia. Przejaskrawiamy i przeprostaczamy bardzo skomplikowane zjawiska z bardzo skomplikowanych czasów – albo hagiografia, albo demonizowanie. Źle się dzieje, kiedy i w jednym, i w drugim uczestniczą historycy. /tak, bardziej od Piotrka wierzę w istnienie pewnej apolityczności;)/
I nie, to naprawdę nie obojętne, w jakiej sprawie i z jakich pobudek się walczy – i w zależności od tego komentarz powinien być różny. Pewnie czepiam się po prostu mocno niefortunnego skrótu myślowego, ale mocno mi zazgrzytał.
Historia kanwą wydarzeń jawnie fikcyjnych – wydaje mi się, że Piotr pisze tu raczej o rzeczach takich jak „Wolfensteiny”, „Bloodraine’y” czy „Silent Stormy”. Wykorzystują tło historyczne i opowiadają swoje historyjki.
Fikcja podszywa się pod realną historię – rozgraniczenie historii i fikcji w kulturze to bardzo, bardzo trudna sprawa. Zwłaszcza, kiedy zajmujemy się zjawiskami w rodzaju powieści historycznej. Trudno dobrze napisanej pow. his. odmówić walorów edukacyjnych – a przecież często jako żywo opowiada o postaciach i wydarzeniach fikcyjnych. Jest tu dużo trudnych pytań – np. czy fikcyjna postać świetnie oddająca ówczesne realia społeczne powinna być rozpatrywana jako „podszywająca się pod historię”, czy nie? A, poza wszystkim, na ile postaci jak najbardziej historyczne (tak, jak je dziś rozumiemy) nie są fikcyjnymi konstruktami zbudowanymi na bazie realnych, żyjących kiedyś postaci? To wszystko cholernie skomplikowana sprawa (którą mam nieszczęście na co dzień zajmować się naukowo), więc bym tego tak prosto nie kwitował.
Pawle, nie chodziło mi o postawienie obok Żołnierzy Wyklętych i Hunwejbinów. Być może faktycznie wyszedł mi skrót myślowy, więc objasniam.
Na ile rozumiem wpis powyżej, w grze pokazany jest punkt widzenia takiego fikcyjnego ŻW. Punkt widzenia uproszczony czy też przerysowany, który zmienia go w terrorystę, dla którego liczy się tylko jak najwyższy body count, który za cel ma zabijanie „sługusów systemu” i nie przejmuje się stratami ludności cywilnej. Nie chciałem wchodzić w dyskusję czy i na ile taki sposób patrzenia na świat faktycznie ŻW mieli. Taka karykaturalna wizja świata mnie razi, brzydzi i przeraża, bo to jest sposób myślenia terrorystów – i kompletnie abstrahuję tutaj od mojej własnej oceny zjawiska ŻW, bo za mało wiem o tej kwestii żeby się wymądrzać. Natomiast propagowanie takiego punktu widzenia poprzez grę i to bez słowa komentarza budzi mój zdecydowany sprzeciw, bo to jest, toutes proportions gardées, prawie samo co podawanie punktu widzenia z tych wymienionych przeze mnie pozycji bez komentarza.
Czy teraz wyraziłem się jaśniej?
Kontynuując.
Z tym natomiast się zgodzę, ba, podpiszę się oboma rękoma. Cieszę się, że ktoś jeszcze to zauważył. Zadałbym zatem pytanie: czy tworzenie gier takich jak ta opisana powyżej przyczynia się do wzmocnienia etosu konstruktywnej pracy i zmieniania rzeczywistości, czy raczej do propagowania czynów zakończonych śmiercią (i to wcale nie pięknych, moim zdaniem)?
Kontynuując.
Czyli rozumiem że historycy z IPNu sprawdzili kwestie merytoryczne i gra ma ich akceptację, „seal of approval„, znaczek jakości „Q”? Przyznam, że pasuje to do mojego poglądu na tę instytucję, którego nie przytoczę tu w całości, ponieważ wtedy Olaf, Paweł i Aleks zapewne skasują go z uwagi na brzydkie słowa i groźby karalne (ale jeśli wyciągnąłem błędny wniosek i wspomniani przez Ciebie doświadczony historyk / doświadczenie historycy nie byli przedstawicielami IPNu, skoryguj mnie proszę).
Jeśli zatem sprawdził to historyk (bądź kilku), rozgrzesza Cię to trochę jako twórcę, Piotrze, bo możemy czynić przytyki co do warstwy rozgrywki, wykonania technicznego i błędów językowych (te ostatnie historycy powinni byli wyłapać, bądź co bądź stopnie naukowe trochę zobowiązują), ale ja w każdym razie nie będę rzucał kamieniem w autora, który weryfikację części historycznej pozostawił specjalistom. Mogę natomiast załamać ręce nad tą inną sprawą, czyli poglądami jakie mają rzeczeni historycy, a także smutną kwestią braku choćby pozorów neutralności światopoglądowej tych ekspertów, na których wiedzę fachową się zdałeś.
Dziękuję za komentarz, doceniam spokojny ton i cieszę się, że swoim tekstem dotarłem do ludzi zaangażowanych w tworzenie projektu.
Dziękuję też za wyjaśnienia, szczególnie w kwestii liczby graczy i świadomości skomplikowania tematu.
W dalszym ciągu podpisuję się pod każdym zdaniem, które napisałem w notce i moja opinia na temat całości się nie zmienia. Dodam tylko, że ten brak komentarza ze strony gry nie wydaje mi się żadnym rozwiązaniem problemu (niezajęcie stanowiska czasem też jest wypowiedzią).
Chętnie przyjrzę się następnej polskiej edukacyjnej/historycznej grze, ze względów badawczych zbieram takie przykłady.
Jeden z twórców gry już się odezwał, pora na komentarz z drugiej strony barykady: przyznaję, jestem czcicielem Wyklętych i nawet w skromny sposób przyczyniłem powstania gry karcianej w tej tematyce, jak również do organizacji pierwszych Marszów Rotmistrza Pileckiego. Właśnie ze względu na „cześć i chwałę bohaterów” mógłbym podpisać się pod prawie wszystkim, co napisał p. Sterczewski.
Mam taki zwyczaj, żeby nie komentować głośno gier, których jeszcze sam nie poznałem, ale w tym przypadku wystarczy materiał dowodowy dostarczony przez recenzenta. Produkcja Zebry jest po prostu żenująca i niesmaczna, od oprawy graficznej począwszy (jak można ilustrować tragiczny koniec „Lalka” nieporadnymi gryzmołami z Painta rodem?) aż po warstwę tekstową. Temat Żołnierzy wyklętych wymaga nie tylko konsultacji historycznych (zresztą z powyższych słów przedstawiciela firmy wynika, że nieznani bliżej historycy zaaprobowali scenariusz, ale nie mieli udziału w ocenie efektu końcowego), ale też samodzielnie przyswojonej wiedzy, pasji i wyczucia. Tutaj najwyraźniej zabrakło tego wszystkiego, mam za to wrażenie, że do czynienia mamy ze zwyczajnym cynizmem twórców.
@Prusky – Miałem podobne odczucia – pogląd na powojenną partyzantkę mam inny od Piotrka S., ale właśnie z tego względu się z nim zgadzam. Jednak chyba nie widzę tu cynizmu, tylko zbyt ochocze zabranie się za temat, który okazał się zbyt trudny. Na co dzień zajmuję się dramatem historycznym i widzę, jaką ogromną odpowiedzialnością jest tworzenie kultury opowiadającej o – zwłaszcza bliskiej – przeszłości. Bardzo łatwo dojść do momentu, w którym wycieramy sobie usta nazwiskami ludzi, którzy już od dłuższego czasu nie żyją, a pozostały im już właśnie tylko nazwiska. Mamy dzisiaj w tej kwestii sporo nadużyć – od „Małych Powstańców” z jednej strony, po „Naszą Klasę” Słobodzianka z drugiej (ten drugi przykład szczególnie paskudny, bo bardzo bezceremonialnie wykorzystuje autentyczne nazwiska ofiar mordu w Jedwabnem – mój wkurzony głos w tej sprawie tutaj- http://www.didaskalia.pl/100_schreiber.htm).
Pomimo wszystkich wyrażonych powyżej zastrzeżeń mam dokładnie to samo wrażenie.
Chodzi właśnie o karciankę „Żołnierze Wyklęci”? Też chciałbym się jej przyjrzeć przy okazji badań, mam nadzieję, że jeszcze jest dostępna do zamówienia.
Gotową talię będę miał w piątek, życzy sobie Pan odebrać ją na miejscu w Krakowie czy mam przesłać pocztą?
Być może w Krakowie, ale to zależy od miejsca :-). Proszę o kontakt na priv, adres jest w Dziupli Pocztowej na górze strony.
Pojęciowy miasz – masz. Piszesz, że interesuje Cię związek gier z ideologią, a gdzie tu ideologia w temacie Żołnierzy Wyklętych? Ideologia może, ale nie musi opierać się na hisotrii, tymczasem – mówiąc ogólnikowo – Żołnierze Wyklęci są faktem historycznym.
Pisałem o politykach pamięci na początku postu. Sam wybór tego, co i w jaki sposób upamiętniamy, jest decyzją ideologiczną. Świętujemy 11 listopada czy 22 lipca? Obchodzimy 8 marca jako Dzień Kobiet? Dzień Zwycięstwa jest 8 czy 9 maja? W jaki sposób świętujemy 1 maja? Bardziej upamiętniamy powstanie warszawskie czy powstanie w getcie warszawskim? W Krakowie częściej demonstrujemy przy krzyżu katyńskim czy przy pomniku w dawnym obozie w Płaszowie?
Te decyzje mają znaczenie i wynikają z określonych założeń.
Przypominam (to też pisałem w poście), że pojęcie „Żołnierze Wyklęci” powstało w latach 90. Co jest faktem? Jedynym faktem trudnym do zakwestionowania jest tu to, że w powojennej Polsce istniała partyzantka antykomunistyczna. To, co z tym dalej zrobimy, i czy znajdziemy tam źródło postaw godnych pochwały i rozpowszechniania, czy może raczej znajdziemy tam wątki raczej nieco kłopotliwe (jak na przykład kradzieże i samosądy, które pokazują przecież nawet autorzy „Tropem Wilczym” i nie wypierają się tego, że wzięli je ze źródeł historycznych) – to już zależy od nas i od naszych wspólnot interpretacyjnych. Są i takie wspólnoty, które „fakty historyczne” na temat Żołnierzy Wyklętych odczytują nieco inaczej: http://zolnierzeprzekleci.wordpress.com/.
Pojęcie „faktu historycznego” jest w ogóle dość kłopotliwe i często oznacza raczej nawarstwione interpretacje, które udają obiektywność/neutralność.
Podsumowując: nie, to nie jest pojęciowy misz-masz.
Do Autora artykułu.
Czytając jedne z komentarzy mówiący o tym, że wyczerpuje on to co powinno być powiedziane o Żołnierzach Wyklętych. Po części prawda, bo informacji o ich działalności jest tyle co kot napłakał jeszcze do tej pory jednak nazywając ich: „Byli to zwykle partyzanci walczący początkowo z Niemcami, którzy jednak nie złożyli broni i postanowili walczyć z nowymi władzami Polski po 1945”. Pisząc to nie chcę potępiać autora ale pokazać jak mało wiemy jako społeczeństwo o tych ludziach w większości anonimowych aby np dziś usiąść w ciepłym pokoiku włączyć komputer i zagrać w cokolwiek. Produkcja gry o tej tematyce może być nie tylko maszynką do pieniędzy ale środkiem przekazu historii tej prawdziwej, za którą jeszcze niedawno można było iść do więzienia. Ci „zwykle partyzanci” to nie tylko chłopaki biegające po lesie rozkręcający tory i wysadzający jakiś niemiecki czy sowiecki patrol ale kilka bardzo poważnych organizacji podziemnych z uregulowaną strukturą i liczących czasami 90-100 tyś członków, umundurowani, uzbrojeni i działający na terenach okupowanych ale o to trzeba zapytać jeszcze żyjących świadków i dotrzeć do literatury w innej niż czerwony kolorze. Oczywiście jak w każdej grupie znajdą się czarne czy czerwone owce ale porównania jak wyżej są (szkoda słów). Pozdrawiam i polecam zapoznać się szczegółowo z tematyką a wiem, że nie jest to proste i później próbować dokonywać ocen. Pozdrawiam