Trudno było mi wejść w świat „Skyrima”. Udało się w końcu, i to świetnie, ale zajęło mi to sporo czasu. Sam się temu trochę dziwię, bo od „Daggerfalla” w każdej grze z serii „The Elder Scrolls” rozkochiwałem się bez pamięci już od pierwszego wejrzenia. Oczywiście potem zdarzało się, że ta miłość mocno chłodła. Grunt, że pierwsze wrażenie zawsze było oszołamiające i przez parę pierwszych miesięcy chodziłem jak walnięty obuchem, z przekonaniem, że gram w najlepszą grę na świecie. A tym razem – z początku coś inaczej, sztuczniej, nie tak jak dawniej. Zmieniła się seria „Elder Scrolls” czy zmieniłem się ja sam?
Zachwyty: Knajpa na krawędzi nieba
14 komentarzy