Archiwa tagu: Wahadło Foucaulta

Flipper



„NAZWA PLIKU: Flipper
Na flipperze gra się nie tylko rękami, ale i wzgórkiem łonowym. Przy tej grze problem nie polega na tym, by zatrzymać kulkę, zanim wpadnie w otwór, ani by skierować ją na środek pola obrońcą, ale by zmusić ją do pozostawania na górze, gdzie najwięcej świetlistych strzelców, i odbijać od jednego do drugiego, aby wirowała, zbłąkana i oszalała, lecz według własnej woli. A trzeba to osiągnąć nie prztykając w kulkę, lecz przekazując w sposób łagodny wibrację flipperowi, tak aby tego nie spostrzegł i nie pochylił się. Możesz to robić tylko wzgórkiem łonowym lub raczej ruchami bioder, przy czym wzgórek nie może napierać rytmicznie na flipper, tylko przez cały czas pozostawać na progu orgazmu. A jeśli biodra poruszają się zgodnie z naturą, to nie tyle wzgórek łonowy, ile mięśnie pośladków prą do przodu, jednak z wdziękiem, by w momencie, kiedy impet przenosi się na wzgórek, był już wytłumiony jak w homeopatii, gdzie im więcej esencji dodasz do roztworu – podczas gdy substancja już się rozpływa w dolewanej bez ustanku wodzie, aż prawie całkowicie niknie – tym mocniejsze jest działanie medyczne. I oto jakiś infinitezymalny prąd przenosi się ze wzgórka na obudowę flippera i flipper oddaje się bez śladu nerwowości, kuleczka biega wbrew naturze, wbrew swojej bezwładności, wbrew prawu ciążenia i zasadom dynamiki, wbrew nawet przebiegłości konstruktora, który chciał narzucić jej ruchliwość, i upaja się vis movendi, pozostając w grze przez cały czas pamiętny, z zapamiętaniem. Ale musi to być wzgórek łonowy niewieści, by nie wciskać ciał jamistych między jelita a maszynę i by nie było pośrednictwa tkanki erekcyjnej, lecz tylko włosy, ścięgna, kości, tworzące całość dzięki obciągnięciu dżinsami, lecz tylko wysublimowany szał miłosny, jakaś szelmowska oziębłość, jakaś szczodra umiejętność przystosowania się do wrażliwości partnera, jakieś upodobanie do pobudzania jego żądzy bez doświadczania nadmiaru własnej: amazonka winna doprowadzić flipper do szaleństwa i z góry smakować fakt, że wkrótce go porzuci”.

(Umberto Eco, „Wahadło Foucaulta”, tłum. Adam Szymanowski)

Wahadło F.

Zainspirowany notką Olafa, postanowiłem napisać łże-manifest redaktora. „Moja mowa będzie krótka”. Czy w czasach, kiedy nastąpiło globalne i szerokopasmowe przeładowanie tekstami jest sens, by pisać nowe? Zrozumiał to Stanisław Lem, który miał na swoim koncie wstępy do nieistniejących książek oraz recenzje urojonych dzieł (tak samo działał genialny ślepiec Jorge Luis Borges), a w końcu przestał pisać. W opowiadaniu Borgesa „Pierre Menard, autor Don Kichota” tytułowy bohater tworzy ponownie dzieło Cervantesa, powtarzając je litera w literę, ale choćby ze względu na inny kontekst, utwór nabiera nowych znaczeń. Czy nie lepiej wypowiedzieć się poprzez czyjś tekst (vide idea samplingu i remiksu)? Zaiste: pokora i pycha w jednym. „Pycha jest moim ulubionym grzechem”, by zacytować Ala Pacino z „Adwokata diabła”. Jestem cytatem. Jak mawiał Nietzsche. Czy to nie (tekstowa) namiastka stwórcy? Czytacie mnie, chociaż nie zawsze wiecie, że macie przed oczami „mój” tekst. Operowanie czyimś tekstem (na czyimś tekście) to skomplikowana sprawa. Wymaga precyzyjnych cięć skalpela – jeden z muzyków duetu Skalpel powiedział, że podczas nagrywania płyty szuka konkretnego dźwięku, który został już zarejestrowany. Rob z „Wierności w stereo” Nicka Hornby’ego: „Dla mnie sporządzanie taśmy kompilacyjnej jest jak pisanie listu – wymaga głębokiego zastanowienia, częstego wymazywania i zaczynania od nowa…”.

Czytaj dalej →