@Mrrruczit – Ee, no coś Ty. Tu jednak na poważnie. Wajda jest jednak twórcą nieco bardziej na świecie rozpoznawalnym niż Stasiuk :). W pewnych kręgach bywa kultowy – choćby Scorsese się w nim kocha bez pamięci i przyznaje, że w „Taksówkarzu” De Niro chodzi w skórzanej kurtce, bo naśladuje Maćka Chełmickiego z „Popiołu i diamentu”. „Popiół i diament” dublują też w przynajmniej dwóch miejscach „Gangi Nowego Jorku”. No i „Popiół i diament” Scorsese kazał oglądać DiCaprio w czasie przygotowań do roli w „Infiltracji”.
Ta scena z „Kanału” (w której Stokrotka i Korab docierają do wylotu kanału i napotykają kratę) jest kultowa, nie tylko w Polsce, a zombiak, który tam stoi, jest ewidentnie easter-eggowy. Stoi (zawsze!) z tęsknie wychyloną główką, a drzwi do niego prowadzących nie da się otworzyć.
To miłe, jak w „Dead Island” twórcy przemycają różne polskie drobiażdżki – a to polscy turyści odmawiający „Zdrowaś Mario”, a to „Fakt” leżący od czasu do czasu na stoliku…
Aha, to dziękuję za uświadomienie; ja z polską kinematografią jestem troszkę na bakier i mam spore dziury w wiedzy na ten temat.
A w temacie dorzucę link do kanału delikwenta, który wyszukuje easter eggi w Wiedźminie 2: http://www.youtube.com/user/EnzinhoFCB#p/u
Mój ulubiony jest ze Strażników, ale jest też Potop, Lalka czy Zemsta.
W sensie, bardzo poważnie przyjmuję taką możliwość, oczywiście bez pewności. Ludzie robiący gry bywają czasem (z konieczności) oczytani filmowo:). A niezależnie od tego, czy to zamierzone, czy nie, samo zestawienie tych obrazków i kontekstów jest dość ciekawe.
Z odrobinę innej beczki konwencja zzombfikowania Powstania Warszawskiego pojawiła się przynajmniej raz w którejś z antologii komiksowych o Drugiej Wojnie (nie pamiętam już, czy w Wojnie Narysowanej, czy w antologiach z Muzeum Powstania), i wypadła całkiem ciekawie.
I może masz rację. Ale akurat żeby robić aluzje do „Kanału” nie trzeba być aż tak wielkim erudytą – to abc filmoznawstwa, więc jeśli ktokolwiek miał z nim styczność, choćby jako niespełniony a wiecznie marzący o filmówce (jak wielu ludzi), to mogło mu coś takiego zostać. A ludzie z Techlandu czasem sprawiają wrażenie, jakby całkiem sporo filmów oglądali.
Przyznam, że jestem w szoku po ujrzeniu oceny końcowej dla Dead Island wystawionej przez Konrada Hildebranda z Polygamii. Nota 2/5 to wg ww. serwisu gra słaba, lecz niepozbawiona dobrych momentów. W przypadku DI uważam, że jest odwrotnie: jest to gra dobra, momentami nawet bardzo, jednak niepozbawiona słabych momentów.
Recenzowałem najnowszy produkt Techlandu i w głowie mi się nie mieści, że graliśmy w tę samą grę. Uważam, że ocena na łamach Polygamii jest bardzo krzywdząca i niesprawiedliwa. Pragnę pokrótce odnieść się do kilku zarzutów.
„Jednym z moich głównych zastrzeżeń względem samej mechaniki gry jest niski poziom trudności i brak atmosfery zaszczucia.”
Atmosfera zaszczucia jest fantastyczna, w szczególności dzięki przerażającym odgłosom wydawanym przez zombie oraz ich dzikiego zachowania gdy w szale pędzą sprintem w kierunku bohatera. Dodatkowo na wyspie panuje bez przerwy złowroga, stale pompująca napięcie cisza, przerywana jedynie wyżej przytoczonymi odgłosami. Jest to jeden z najsilniejszych punktów gry i kompletnie nie rozumiem tego zarzutu. Z kolei poziom trudności domyślnie ustawiony jest na łatwy, więc może dlatego rozgrywka była zbyt prosta.
Z wieloma wadami się zgadzam, lecz nie stanowią one aż tak tragicznego obrazu gry, jak wynika to z recenzji. Scenariusz ma kilka bardzo wciągających momentów, dzięki którym nie mogłem oderwać się od konsoli. Oczywiście mówimy tu o prostej historii dobrze wpisującej się w kanon tematu nieumarłych. Jeżeli Konrad oczekiwał dojrzałej opowieści to pomylił adres, w końcu to jest gra o masakrowaniu zombie! Niemniej jednak rzeczywiście nie prezentuje się ona szczególnie dobrze nawet jak na tematykę, której dotyczy.
W recenzji nie ma słowa o całym mnóstwie smaczków, jakie Wrocławianie zawarli w swej produkcji, a które z powodzeniem angażują gracza w świat gry (modlitwy ocalałych, taśmy z fantastycznymi nagraniami i wiele innych).
„Nie jestem przekonany, czy stworzenie gry o szermierce, w której głównymi przeciwnikami są bezrozumne stwory, jest najciekawszym pomysłem. Zombie nie stosują uników, nie boją się, chcą tylko jednego: zjeść swoją ofiarę. Z tego też względu cała finezja systemu walki leży po stronie gracza.”
To chyba zgodna z obowiązującymi od lat standardami norma dotycząca tych stworów, czyż nie? Dlatego też starcia są emocjonujące. Fakt, że w ostatnich dwóch odsłonach Resident Evil wzbogacono zombie w umiejętność unikania kul nie czyni z niej standardu. Jest to w mojej opinii zwykłe czepialstwo i szukanie dziury w całym, podobnie jak zdanie:
„… a szpilki mojej bohaterki były najprawdopodobniej zbudowane ze stali, bo bez problemu skakałem po głowach zombie przez kilkanaście godzin.”
Prawie jak „Stasiuk Arms” ;]
@Mrrruczit – Ee, no coś Ty. Tu jednak na poważnie. Wajda jest jednak twórcą nieco bardziej na świecie rozpoznawalnym niż Stasiuk :). W pewnych kręgach bywa kultowy – choćby Scorsese się w nim kocha bez pamięci i przyznaje, że w „Taksówkarzu” De Niro chodzi w skórzanej kurtce, bo naśladuje Maćka Chełmickiego z „Popiołu i diamentu”. „Popiół i diament” dublują też w przynajmniej dwóch miejscach „Gangi Nowego Jorku”. No i „Popiół i diament” Scorsese kazał oglądać DiCaprio w czasie przygotowań do roli w „Infiltracji”.
Ta scena z „Kanału” (w której Stokrotka i Korab docierają do wylotu kanału i napotykają kratę) jest kultowa, nie tylko w Polsce, a zombiak, który tam stoi, jest ewidentnie easter-eggowy. Stoi (zawsze!) z tęsknie wychyloną główką, a drzwi do niego prowadzących nie da się otworzyć.
To miłe, jak w „Dead Island” twórcy przemycają różne polskie drobiażdżki – a to polscy turyści odmawiający „Zdrowaś Mario”, a to „Fakt” leżący od czasu do czasu na stoliku…
Aha, to dziękuję za uświadomienie; ja z polską kinematografią jestem troszkę na bakier i mam spore dziury w wiedzy na ten temat.
A w temacie dorzucę link do kanału delikwenta, który wyszukuje easter eggi w Wiedźminie 2:
http://www.youtube.com/user/EnzinhoFCB#p/u
Mój ulubiony jest ze Strażników, ale jest też Potop, Lalka czy Zemsta.
W sensie, wierzysz, że to tak specjalnie?:)
W sensie, bardzo poważnie przyjmuję taką możliwość, oczywiście bez pewności. Ludzie robiący gry bywają czasem (z konieczności) oczytani filmowo:). A niezależnie od tego, czy to zamierzone, czy nie, samo zestawienie tych obrazków i kontekstów jest dość ciekawe.
Z odrobinę innej beczki konwencja zzombfikowania Powstania Warszawskiego pojawiła się przynajmniej raz w którejś z antologii komiksowych o Drugiej Wojnie (nie pamiętam już, czy w Wojnie Narysowanej, czy w antologiach z Muzeum Powstania), i wypadła całkiem ciekawie.
@kmh
W sensie, nawiązanie do polskiej szkoły filmowej, „a tylko 2/5”? Szok i niedowierzanie :-) (http://polygamia.pl/Polygamia/1,97394,10232216,Dead_Island___recenzja.html?bo=1)
tak, dokładnie, nie podejrzewam autorów tej gry o tego rodzaju aluzje
I może masz rację. Ale akurat żeby robić aluzje do „Kanału” nie trzeba być aż tak wielkim erudytą – to abc filmoznawstwa, więc jeśli ktokolwiek miał z nim styczność, choćby jako niespełniony a wiecznie marzący o filmówce (jak wielu ludzi), to mogło mu coś takiego zostać. A ludzie z Techlandu czasem sprawiają wrażenie, jakby całkiem sporo filmów oglądali.
Przyznam, że jestem w szoku po ujrzeniu oceny końcowej dla Dead Island wystawionej przez Konrada Hildebranda z Polygamii. Nota 2/5 to wg ww. serwisu gra słaba, lecz niepozbawiona dobrych momentów. W przypadku DI uważam, że jest odwrotnie: jest to gra dobra, momentami nawet bardzo, jednak niepozbawiona słabych momentów.
Recenzowałem najnowszy produkt Techlandu i w głowie mi się nie mieści, że graliśmy w tę samą grę. Uważam, że ocena na łamach Polygamii jest bardzo krzywdząca i niesprawiedliwa. Pragnę pokrótce odnieść się do kilku zarzutów.
„Jednym z moich głównych zastrzeżeń względem samej mechaniki gry jest niski poziom trudności i brak atmosfery zaszczucia.”
Atmosfera zaszczucia jest fantastyczna, w szczególności dzięki przerażającym odgłosom wydawanym przez zombie oraz ich dzikiego zachowania gdy w szale pędzą sprintem w kierunku bohatera. Dodatkowo na wyspie panuje bez przerwy złowroga, stale pompująca napięcie cisza, przerywana jedynie wyżej przytoczonymi odgłosami. Jest to jeden z najsilniejszych punktów gry i kompletnie nie rozumiem tego zarzutu. Z kolei poziom trudności domyślnie ustawiony jest na łatwy, więc może dlatego rozgrywka była zbyt prosta.
Z wieloma wadami się zgadzam, lecz nie stanowią one aż tak tragicznego obrazu gry, jak wynika to z recenzji. Scenariusz ma kilka bardzo wciągających momentów, dzięki którym nie mogłem oderwać się od konsoli. Oczywiście mówimy tu o prostej historii dobrze wpisującej się w kanon tematu nieumarłych. Jeżeli Konrad oczekiwał dojrzałej opowieści to pomylił adres, w końcu to jest gra o masakrowaniu zombie! Niemniej jednak rzeczywiście nie prezentuje się ona szczególnie dobrze nawet jak na tematykę, której dotyczy.
W recenzji nie ma słowa o całym mnóstwie smaczków, jakie Wrocławianie zawarli w swej produkcji, a które z powodzeniem angażują gracza w świat gry (modlitwy ocalałych, taśmy z fantastycznymi nagraniami i wiele innych).
„Nie jestem przekonany, czy stworzenie gry o szermierce, w której głównymi przeciwnikami są bezrozumne stwory, jest najciekawszym pomysłem. Zombie nie stosują uników, nie boją się, chcą tylko jednego: zjeść swoją ofiarę. Z tego też względu cała finezja systemu walki leży po stronie gracza.”
To chyba zgodna z obowiązującymi od lat standardami norma dotycząca tych stworów, czyż nie? Dlatego też starcia są emocjonujące. Fakt, że w ostatnich dwóch odsłonach Resident Evil wzbogacono zombie w umiejętność unikania kul nie czyni z niej standardu. Jest to w mojej opinii zwykłe czepialstwo i szukanie dziury w całym, podobnie jak zdanie:
„… a szpilki mojej bohaterki były najprawdopodobniej zbudowane ze stali, bo bez problemu skakałem po głowach zombie przez kilkanaście godzin.”
Stara „Machina” reklamowała się hasłem: „Jesteśmy subiektywni”. Bardzo dobrze, iż są różne punkty widzenia!