Wczoraj Square Enix zapowiedział wydanie gry Deus Ex: Mankind Divided, bezpośredniej kontynuacji poprzedniej gry z serii, Deus Ex: Human Revolution. Gra w pewien sposób zrywa z tradycją serii Deus Ex – po raz pierwszy w historii sequel dziedziczy głównego bohatera poprzedniej części. W pierwszej chwili trochę mi się to nie podobało – dotychczasowa antologiczność Deus Exa sprawiała, że każda z gier opatrzonych tym tytułem była na swój sposób unikalna. Bałem się, że kontynuacja historii Adama Jensena pociągnie za sobą estetyczną powtórkę z Human Revolution. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam neorenesansową stylizację ostatniego Deus Exa, po prostu wolałbym, żeby seria nie dreptała w miejscu i za każdym razem zaskakiwała mnie czymś nowym. Szczęściem ujawniony w ramach zapowiedzi trailer rozwiał sporą część moich wątpliwości.
Pierwszy zwiastun Deus Ex: Human Revolution był jednym z najlepszych trailerów gier video, jakie w życiu widziałem. Znakomicie zarysował ramy estetyczne i koncepcyjne gry, ze smakiem cytował Lekcję anatomii doktora Tulpa pędzla Remrandta oraz ujawniał silne nawiązania gry do ówczesnych doniesień ze świata – największe wrażenie robili nie cybernetyczni najemnicy czy machiny kroczące, tylko masy zdesperowanych, sfrustrowanych ludzi ścierające się na ulicach z silami policyjnymi, przemoc i chaos wdzierające się do naszego poukładanego i uporządkowanego świata. W 2011 roku takie obrazy mogliśmy oglądać na ekranach telewizorów – zamieszki w Londynie i Paryżu, protestujący na Wall Street, Andres Breivik urządzający krwawą łaźnię na wyspie Utoya. Co ciekawe, większość z przytoczonych tu przeze mnie wydarzeń rozegrała się albo już po premierze gry albo niedługo przed nią. Twórcy Human Revolution wyczuli wiatr nadchodzących zmian, podobnie jak zrobili to twórcy pierwszego Deus Exa tworząc grę idealnie wpisującą się w pesymistyczny nurt „post-9/11” jeszcze przed atakiem na WTC.
Przyjrzyjmy się zatem trailerowi Mankind Divided. W oczy rzuca się przede wszystkim częściowa rezygnacja z ciemnobursztynowej palety kolorystycznej na rzecz monochromatycznych szarości i brudnego błękitu. Świat Deus Exa przeszedł metamorfozę – próżno w nim szukać odniesień do renesansu, Złotego Wieku, w którym tryumfuje rozum, pochwała indywidualizmu i swoboda obyczajowa. Świetnie widać to na przykładzie Elizy Cassan, która na moment pojawia się w trailerze. W poprzedniej części gry nosiła wydekoltowaną suknię – tutaj nosi się zapięta pod samą szyję, a jej ubiorowi, na ile można to stwierdzić, brakuje już tak ostentacyjnej ekstrawagancji. W połączeniu z obrazami prześladowań scyborgizowanych ludzi i stłumioną paletą barw można wysnuć wniosek, że rzeczywistość Deus Exa jest w odwrocie. Czy Adam Jensen okaże się aniołem, który ją ocali? Efektowne (choć nieco tandetne) ujęcie, w którym lampy za plecami protagonisty układają się w kształt rozpostartych skrzydeł zdaje się dość mocno to sugerować – choć nie wykluczam, że może to być jakieś głębsze nawiązanie do motywu Ikara z Human Revolution.
O ile możemy wierzyć trailerowi, motywem przewodnim gry będzie lęk przed Innym. W tym wypadku – przed ludźmi posiadającymi cybernetyczne ulepszenia, którzy w poprzedniej części gry zostali wykorzystani do wstrząśnięcia posadami świata. Tutaj ma to swoje reperkusje – ludzie noszący cybernetyczne protezy są represjonowani i uznawani przez społeczeństwo za potencjalnie niebezpiecznych. Strach rodzi nienawiść i brutalność, w końcu następuje bunt wykluczonych prowadzący do eskalacji przemocy. Trudno uniknąć tu analogii z obecną sytuacją mniejszości muzułmańskiej w Europie, która cierpi z powodu działań radykałów skutkujących czynieniem krzywdzących uogólnień, narastającej niechęci prowadzących niekiedy do tragedii. Możliwe, że architekci nowego Deus Exa ponownie starają się powiedzieć nam coś o otaczającej nas rzeczywistości. Na ile moje prognozy i interpretacje okażą się słuszne – przekonamy się w swoim czasie. Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać – jeśli gra okaże się równie dobra, co Human Revolution, będziemy mogli mówić o dużym sukcesie i kolejnej produkcji, która mimo celowania w masowego odbiorcę stara się być czymś odrobinę więcej, niż tylko bezmyślną, eskapistyczną rozrywką.
Sięgam pamięcią cztery lata wstecz…
Eliza Cassan:
„I you do this, the unadulterated truth in Darrow’s confession may well convince manking to cast all science and technology aside., to ensure that future generations grow up free and whole. Are you sure this is your choice?”
YES.
I w końcu będę mógł zmierzyć się ze swoją decyzją. :)
Raczej nie będziesz. Twórcy jasno dali do zrozumienia, że żadne z dostępnych w HR zakończeń nie będzie kanoniczne dla MD.
„My żadnej marchewki na kijku pod koniec gry wcale nie daliśmy.”
Z wyrazami szacunku,
Deweloperzy gier komputerowych.
I tak w koło Macieju…
Ja tej nadchodzącej części nie oczekuję z optymizmem Autora. Human Revolution mocno mnie znudził fabułą, poirytował bohaterami i wk@wił interaktywnością eksplorowanych dekoracji, bo światem ich nazwac nie mogę. Powtarzalny Gameplay jakoś przebolałem, ale spierwiastkowania trzech wymienionych elementów nie mogę, tym bardziej, że wykreowanie interesującej opowieści wypełnionej żywymi postaciami nie wymaga milionowych nakładów. Trailer Human Revolution to rzeczywiście mistrzostwo marketingu, ale wcale tego nie poczytuję mu za pochwałę, ponieważ mało co z zapowiadanej zawartości znalazło się w rzeczywistej grze. Zamiast pełnej rozmachu intrygi – jakieś gierki rywalizujących przedsiębiorców i jakże emocjonujące poszukiwania porwanej kobity, o której na dobrą sprawę niczego się nie dowiadujemy, poza tym że jest genialna i potrzebna naszemu szefowi.
Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, czemu ten Jensen jest taki zły i zdesperowany, ciągle powarkuje i strzela, zamiast sobie wypić czy zapalić jak na trailerze. Nic z tego, wypić nie ma gdzie, bo bary w Detroit mają drzwi z bitmapy, a palenie wiadomo, szkodzi zdrowiu, a najbardziej na rating i sprzedaż gry nieletnim. Tak jak praktykowane w 1999 roku strzelanie do cyfrowych kotów, gołębi i szczurów. Czy używanie fizyki otoczenia. A to ci immersja z interakcją i „adult themes” pospołu. No dobrze, w takim razie postrzelamy sobie do ludzi, pewnie są epicko źli, skoro tak naszego Adama wkurzyli.
Niestety, zamiast przeciwnika z krwi i kości – jegomość, który pojawia się w połowie gry, po to by potem zniknąć, Chinka rodem z hongkońskiego softporno oraz trio najemników typu kopiuj-wklej.
To może chociaż poznamy przyjaciół o barwnych osobowościach? Nic z tego.
W naszej bazie czekają trzy postacie fabularne: Mało Wiarygodny Szef, Twarda Pilotka i Dupek Z Helpdesku. Szef nas wysyła, Pilotka pilotuje, a Dupek gada nam do ucha w pogardliwy sposób.
Jacyś inni NPCe z własną historią i jej konsekwencjami dla głównego wątku? A po co? Budżet by się nie domknął, zresztą gra jest po to żeby grać, historyjki to se można pośledzić w tych, no, komiksach. Tu po kątach stoją manekiny, tu macie trzysta tysięcy maili do zhakowania, drzwi do toalety są zamknięte bo manekiny tam nie chodzą a nieletniego gracza demoralizować nie wolno, chyba że trailerem.
Skoro wątek główny jest średniawy, to może są jakieś ciekawe zadania poboczne? Może wpływają na to jak odbiera nas otoczenie? Może pomożemy albo zaszkodzimy komuś ciekawemu? Pamiętacie przecież rodzinę Rentonów z Hotelu `Ton w Jedynce, może znajdzie się w HR coś podobnego? Tiaa…, prostytutka Ning siedząca na materacu w garażu. Nie słyszelismy o niej wcześniej, nie ma żadnego związku z fabułą, nie usłyszymy o niej później. Istnieje bez związku z rzeczywistością po to by można nabić xp i zarobić parę kredytów. Odstrzelić jej nie można, gdyby ktoś wpadł na taki niecny pomysł. Taka to interakcja i żyjący świat.
Ale przecież to ambitna gra z głębokim przesłaniem społecznym, to nie jest pierwsza lepsza skradankostrzelanka, to Deus EX – filozofia, cyberpunk i polityka w jednym. A jak to wygląda w praktyce?
Temat społeczny z wszczepami na poziomie: ojojoj, mam sztuczne nogi i oko, nie lubią mnie za to i prześladują, bo ich nie stać. Dyć za kredyt we frankach ta noga sztuczna kupiona, coby zdążyć przed kolegami do kserokopiarki, bo rynek pracy bezlitosny. Brzydcy Terroryści biją Kapitalistów za wprowadzanie Postępu. Rządu nie ma, tylko gdzieś tam w tle pałęta się i pałuje policja, o religii żadnej nie ma mowy, coby preorderujących nie urazić. Rozruchy pokazują nam… na trailerze. No to może znajdziemy jakiś ironiczny komentarz do rzeczywistości?
Hipsterskie protesty typu Occupy Detroit, terrorysta o emploi meksykańskiego dealera, bezdomna murzynka oferuje tutorial w zamian za piwko, nasz szef ma fryzurę ala szop pracz i wiemy, że coś knuje, jak każdy Kapitalista. Brzmi groteskowo? Ale nikt w tej grze się nawet nie uśmiechnie, o żadnych żartach nie ma mowy, wszyscy są śmiertelnie poważni, z bucowatym bohaterem na czele.
Wyobraźcie sobie książkę Sapkowskiego, gdzie na każdej stronie Geralt z Rivii ze skwaśniałą gębą obnosi się ze swoją alienacją i narzekając gorzko na świat i ludzi nie jest w żaden sposób kontrowany zabawną i ironiczną ripostą Jaskra. Ja tak właśnie odebrałem Human Revolution. I jeszcze jedna drobna sprawa.
Human Revolution jest rzekomo osadzony w uniwersum pierwszego Deus Exa, sugerowano spójną historię, nawiązania do globalnych konspiracji z jedynki. Zamiast tego poupychano w grze parę postaci, tu Iluminatów, tam melodyjkę, wszystko na zasadzie easter eggów, ktore nijak się miały do wątku fabularnego. Nawet stylistycznie nic do siebie nie pasowało, wszystko jest nowocześniejsze niż w świecie przedstawionym w oryginale z 1999r., gdzie prawdziwy postęp ukrywa się w podziemnych laboratoriach a przeciętni zjadacze chleba żyją w obdrapanych kamienicach. Tutaj miasto zabudowane jest kilkusetmetrowymi wieżami, po ulicach paradują policyjne roboty – a ludzi rzekomo oburza, że sąsiad wstawił sobie elektroniczne oko? Nigger, please…
Oby się scenarzyści Mankind Divided zreflektowali, chociaż, sądząc po trailerze, jest na to mała szansa.
Zupka typu gorący kubek też przepysznie wygląda w telewizyjnej reklamie posypana serem, świeżymi grzankami i ziołami, których poźniej prożno szukać w zakupionej torebce. Nie chciałbym ponownie poczuć się jak naiwniak.
I second that.
A co do „Powtarzalny Gameplay jakoś przebolałem”, to ja nie przebolałem. Dość szybko zauważa się schematy (dwóch strażników stoi na drodze? Spoko, zaraz sobie pójdą. Nie idą? Znaczy że ominąłem właz wentylacji), które były tak grubo szyte że mnie mocno odrzucały. A do tego to co napisałeś i nadal się trochę trzęsę jak słyszę jaki do DE:HR był świetny ;)
Piszesz coś gdzieś, Taki Se Graczu? :> Bo ja bym poczytała :>
Wymieniłeś wszystkie dobre rzeczy w tym zwiastunie, mnie najbardziej boli tandetny rosyjski akcent i jeszcze bardziej tandetne silenie się na mroczne i dobitne jednolinijkowce. „Their darkness must end” :P Miejmy nadzieję, że podobnie jak w DX: HR takie teksty ograniczą się do zwiastunów.
Dla mnie ten akcent to kolejny element układanki luźnych skojarzeń odnoszących się do obecnej sytuacji politycznej – wszak chaos nadchodzi ze Wschodu.
Pierwszej wersji mego komentarza nie opublikowano, piszę zatem drugą, złagodzoną jeśli chodzi o sformułowania „politycznie niepoprawne”. Po większej cześci jest to wprawdzie wściekły skowyt rozczarowanego psychofana na temat Deus Ex Human Revolution, jednak odnosi się także i do prezentowanego trailera Mankind Divided, który Autor przyjmuje z widoczną nadzieją na grę ambitną i piękną. Ja tej nadchodzącej części nie oczekuję z optymizmem Autora, właśnie ze względu na to że zapowiada się ona jako stylistyczna i merytoryczna kontynuacja Buntu Ludzkości.
No to zaczynam wyć. Najnowsze cześci serii Deus Ex określano jako ekscytujące połączenie gry skradankowej, strzelaniny oraz „rolpleja”. Ten ostatni element muszę mocno podkreślić, ponieważ w tego rodzaju rozrywce istotne znaczenie ma jakość scenariusza jaki serwuje nam deweloper, a także możliwość zanurzenia się gracza w prezentowanym świecie, który powinien chociaż postarać się o wyjście poza rolę dekoracji.
Ja tej nadchodzącej części nie oczekuję z optymizmem Autora. Human Revolution mocno mnie znudził fabułą, poirytował bohaterami i zdenerwował niezwykle niskim poziomem interaktywności otoczenia. Powtarzalny Gameplay jakoś przebolałem, ale spierwiastkowania trzech wymienionych elementów nie mogę, tym bardziej, że wykreowanie interesującej opowieści wypełnionej żywymi postaciami nie wymaga milionowych nakładów. Trailer Human Revolution to rzeczywiście mistrzostwo marketingu, ale wcale tego nie poczytuję mu za pochwałę, ponieważ mało co z zapowiadanej zawartości znalazło się w rzeczywistej grze.
Ja nie znalazłem tam pełnej rozmachu intrygi – zastępowały ją gierki rywalizujących przedsiębiorców oraz poszukiwania porwanej kobity, o której na dobrą sprawę niczego się nie dowiadujemy, poza tym że jest genialna i potrzebna naszemu szefowi. Zwłaszcza ten ostatni element fabuły wydał mi się poprowadzony bardzo nieudolnie, właściwie doczepiony na siłe, w żaden sposób nie pokazując motywacji Jensena, poza bardzo oklepaną kliszą pt. „eksdziewczyna w niebezpieczeństwie”. Nie można uciec od porównania bohatera Buntu Ludzkości z agentem UNATCO z pierwszego DE. O ile Denton to tabula rasa, chłodny emocjonalnie „człowiek bez właściwości”, to Jensen wydaje się jeszcze bardziej sztuczny, naprawdę papierowy, bo nieprawdziwy i zrobiony ze stereotypów kina akcji klasy B z lat 80: zdradzony bohater się mści i ratuje kobietę przy pomocy wielkiego pistoletu, odkrywając przy tym spisek. Paradoksalnie, moznaby to przełknąć, gdyby scenarzyści HR puścili do gracza oko, tak jak to robiło kino klasy B. Zamiast tego serwują arcypoważną i pełną patosu tandetę. Skoro motyw romantyczny jest średniej jakości, to co z wątkiem konspiracyjnym? Przed kim i przed czym ratujemy świat? Nie wiadomo właściwie, aż do samego finału.
Niestety zamiast przeciwnika z krwi i kości dostajemy odpowiednio: jegomościa, który pojawia się w połowie gry, po to by potem zniknąć, złą Chinkę rodem z hongkońskiego softporno oraz trio najemników typu kopiuj-wklej. Wymienieni najemnicy to kolejna klisza mielona aż do bólu zębów w grach komputerowych. Nie walczymy z agentami jakiegoś Rządu ani z jakkolwiek napędzanymi politycznie czy religijnie terrorystami, postaciami posiadającymi jakiekolwiek motywacje, pragnienia czy choćby obywatelstwo. Przeciwnikami są najemnicy, zatem nie ma się się nawet nad czym zastanawiać: najemnik to najemnik i tyle, cokolwiek by to nie znaczyło. Nawet projekt postaci zdradza całkowity brak oryginalności: hełmy z wizjerami, dopasowane kombinezony, w ręku jeden z trzech rodzajów broni.
Te mobki niczego oryginalnego nam nie powiedzą, hakowane maile też nie zdradzają przyczyny dla której musimy do nich strzelać, nawet jeśli chodzi o tzw „Bossów”, zresztą ci ostatni to wogóle przejaw mistrzostwa w kopiowaniu najbardziej oklepanych stereotypów na temat komputerowych gier akcji.
To może chociaż poznamy przyjaciół o barwnych osobowościach? Nic z tego.
W naszej bazie czekają trzy postacie fabularne: Mało Wiarygodny Szef, Twarda Pilotka i D*pek Z Helpdesku. Szef nas wysyła, Pilotka pilotuje, a D*pek gada nam do ucha podardliwym tonem.
Jacyś inni NPCe z własną historią i jej konsekwencjami dla głównego wątku? Może pomożemy albo zaszkodzimy komuś ciekawemu, zmieni się opinia otoczenia na nasz temat? Pamiętacie przecież rodzinę Rentonów z Hotelu `Ton w Jedynce, może znajdzie się w HR coś podobnego? Tiaa…, prostytutka Ning siedząca na materacu w garażu. Nie słyszelismy o niej wcześniej, nie ma żadnego związku z fabułą, nie usłyszymy o niej później. Istnieje bez związku z rzeczywistością po to by można nabić xp i zarobić parę kredytów. Odstrzelić jej nie można, gdyby ktoś wpadł na taki niecny pomysł. Taka to interakcja i żyjący świat. Tu rozstawiliśmy po kątach manekiny, tu macie trzysta tysięcy maili do zhakowania, tu dla odmiany można zhakować trzysta tysięcy zamków za którymi czeka dwadzieścia kredytów lub pięć naboi do pistoletu. Oczywiście drzwi do toalety są zamknięte bo manekiny tam nie chodzą a nieletniego gracza demoralizować nie wolno, chyba że trailerem. Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, czemu ten Jensen jest taki zły i zdesperowany, ciągle powarkuje i strzela, zamiast sobie wypić czy zapalić jak na trailerze. Po opuszczeniu Sarif Industries wedruję po Detroit w poszukiwaniu knajpy albo chociaż monopolowego. Zonk. Wypić nie ma gdzie, bo bary mają drzwi z bitmapy, a palenie wiadomo, szkodzi zdrowiu, a najbardziej na rating i sprzedaż gry nieletnim. Tak jak praktykowane w 1999 roku strzelanie do cyfrowych kotów, gołębi i szczurów. Czy używanie fizyki otoczenia w trzy tysiące sto osiemdziesiątym czwartym pomieszczeniu biurowym, do jakiego rzuca mnie akcja gry. A to ci immersja z interakcją i „adult themes” pospołu.
Ale przecież to ambitna gra z głębokim przesłaniem społecznym, to nie jest pierwsza lepsza skradankostrzelanka, to Deus EX – filozofia, cyberpunk i polityka w jednym. A jak to wyglądało z mojego punktu widzenia?
Temat społeczny z wszczepami na poziomie: ojojoj, mam sztuczne nogi i oko, nie lubią mnie za to i prześladują, bo ich nie stać. Dyć za kredyt we frankach ta noga sztuczna kupiona, coby zdążyć przed kolegami do kserokopiarki, bo rynek pracy bezlitosny. Brzydcy Terroryści biją Kapitalistów za wprowadzanie Postępu. Rządu nie ma, ustrój jest nieokreślony, tylko gdzieś tam w tle pałęta się i pałuje policja, o religii żadnej nie ma mowy, coby preorderujących nie urazić. Rozruchy pokazują nam… na trailerze. No to może znajdziemy jakiś ironiczny komentarz do rzeczywistości, jakis prekaz meta, z tych, co to teraz takie modne?
Hipsterskie protesty typu Occupy Detroit, terrorysta o emploi meksykańskiego dealera, bezdomna murzynka oferuje tutorial w zamian za piwko, nasz szef ma fryzurę ala szop pracz i wiemy, że coś knuje, jak każdy Kapitalista. Brzmi to groteskowo? Ale nikt w tej grze się nawet nie uśmiechnie, o żadnych żartach nie ma mowy, wszyscy są śmiertelnie poważni, z bucowatym bohaterem na czele.
Wyobraźcie sobie książkę Sapkowskiego, gdzie na każdej stronie Geralt z Rivii ze skwaśniałą gębą obnosi się ze swoją alienacją i narzekając gorzko na świat i ludzi nie jest w żaden sposób kontrowany zabawną i ironiczną ripostą Jaskra. Ja tak właśnie odebrałem Human Revolution. I jeszcze jedna drobna sprawa.
Human Revolution jest rzekomo osadzony w uniwersum pierwszego Deus Exa, sugerowano spójną historię, nawiązania do globalnych konspiracji z jedynki. Zamiast tego poupychano w grze parę postaci, tu Iluminatów, tam melodyjkę, wszystko na zasadzie easter eggów, ktore nijak się miały do wątku fabularnego. Nawet stylistycznie nic do siebie nie pasowało, wszystko jest nowocześniejsze niż w świecie przedstawionym w oryginale z 1999r., gdzie prawdziwy postęp ukrywa się w podziemnych laboratoriach a przeciętni zjadacze chleba żyją w obdrapanych kamienicach. Tutaj miasto zabudowane jest kilkusetmetrowymi wieżami, po ulicach paradują policyjne roboty – a ludzi rzekomo oburza, że sąsiad wstawił sobie elektroniczne oko? Jak to mówiła filmowa żona Chrisa Rocka: n*gger, please… Zawiesić niewiarę można tylko do pewnego momentu, tym bardziej w odniesieniu do gry, ktora chwali się podnoszeniem ambitnych tematów.
Oby się scenarzyści Mankind Divided zreflektowali, chociaż, sądząc po patosie jaki się wylewa z trailera Mankind Divided, jest na to mała szansa. Proszę Was Squenix, nie idźcie tą drogą…
Zupka typu gorący kubek też przepysznie wygląda w telewizyjnej reklamie posypana serem, świeżymi grzankami i ziołami, których poźniej prożno szukać w zakupionej torebce. Nie chciałbym ponownie poczuć się jak naiwniak.
„Pierwszej wersji mego komentarza nie opublikowano, piszę zatem drugą, złagodzoną jeśli chodzi o sformułowania „politycznie niepoprawne”.”
Ugrzęzły w moderacji, akurat nikt nie sprawdzał przez chwilę. Sorejszyn.