Zacznę od szczerych przeprosin Marzeny Falkowskiej. Nasza wspaniała Autorka reprezentuje naukowe podejście do gier, a mój tekst będzie co najwyżej naukawy. To żadna kokieteria: temat notki aż prosi się o zakorzenienie w literaturze przedmiotu, przypisy, no i tę, no… bibliografię. Niestety, mój umysł jest zbyt linearny na tego typu poczynania (tak chyba zresztą mówił makler giełdowy do inż. Karwowskiego w „Czterdziestolatku. Dwadzieścia lat później”). Do ogrodu o rozwidlających się ścieżkach raczej ze mną nie wejdziecie. Nie liczcie więc na rozwinięcie rozróżnienia interaktywności wg Erika Zimmermana: kognitywnej, funkcjonalnej, eksplicytnej oraz meta-interaktywności. Zresztą zajmuje mnie tylko jeden z elementów interaktywnego wideo: (nie)linearność (nie do końca trafnie utożsamiana z „liniowością”).
Archiwa tagu: tl;dr
Osmoza Somozy
„Tym razem” nie będzie o grach wideo, a o grach literackich, a raczej o literackich grach z rzeczywistością – czyli o swoistej osmozie literatury do realności. Po tym wstępie mam już zapewne jednego czytelnika, zatem zanim go (dosłownie?) stracę, zabieram się do opowiadania.
Po raz pierwszy o José Carlosie Somozie usłyszałem w 2003 roku przy okazji wydania w Polsce „Jaskini filozofów” (w 2002 roku zdobyła prestiżową brytyjską nagrodę Złotego Sztyletu dla najlepszej powieści kryminalnej). Przeczytałem ją dopiero w 2006 roku, ale był to najbardziej odpowiedni czas dla wywołania na mnie odpowiedniego wrażenia. Pracowałem już wtedy jako redaktor w wydawnictwie – szokujące zakończenie powieści jest szczególnie przykre dla ludzi zawodowo zajmujących się przetwarzaniem tekstów. Przypomnijmy treść „Jaskini…”: Tłumacz pracuje nad papirusem opisującym serię morderstw w starożytnych Atenach i z niepokojem odkrywa, że ów tekst jest niepokojąco zbieżny z jego życiem. Zdradzę tylko tyle – by odwołać się do powieści: postanawiam postawić kropkę tutaj („wystarczy kropka, niewyraźna kropka” – to z „Listów od zabójcy bez znaczenia”).
RE: „Sala samobójców” – gracz strzela graczom w kolano?
Jakub Tepper (Niezgrani.pl) odpowiedział na mój wpis „Sala graczy” ciekawym tekstem o powyższym tytule. A więc: wpis za wpis.
Już sam tytuł polemiki Jakuba jest znamienny (nawiasem mówiąc: śledźcie teksty tego Autora, bo o japonistę w tej branży bardzo trudno). Czy fakt bycia graczem oznacza, iż w stosunku do całego gamingu należy przyjąć postawę kibica drużyny piłkarskiej bezrefleksyjnie broniącego swojej drużyny/swoich GRACZY? Krzysztof Kieślowski (autor na swój sposób nieliniowego „Przypadku”) był bardzo sceptyczny wobec języka kina. Uważał, że jest znacznie uboższy w stosunku np. do literatury i nie potrafi wyrazić całej sfery wewnętrznej motywacji postępowania bohaterów (mieszam nieco odbiór filmu z możliwościami języka kina, ale do tego ostatniego wrócę w dalszej części tl;dr). Można zatem „reprezentować” jakieś medium i być wobec niego krytycznym (vide David Cage porównujący gry do filmów pornograficznych). To przejaw samoświadomości. Zresztą jak słusznie zauważył Paweł Schreiber: Jakub i ja jesteśmy zgodni, iż głównym tematem „Sali samobójców” nie są gry komputerowe i Internet – wyciągamy tylko z tego przeciwne wnioski.