Gdyby tylko

– Moja droga córko, zaspałaś!
– Czułem się wyjątkowo niedobrze, mamusiu.
– Ty tutaj narzekasz na ból głowy, a czyż twoje wszystkie żony nie stoją na skraju śmierci?

Taki jest pierwszy dialog w „Pirouette”, znakomitym flashowym drobiazgu Stephena Lavelle (increpare) i Haydena Scotta-Barona (dock), dostępnym za darmo w przeglądarce. Mój przekład zdradza jednak oryginał, bo język polski wymusza użycie rodzaju gramatycznego („czułem się”) – w „Pirouette” nie jest jednak całkiem pewne, czy główna postać jest mężczyzną, czy kobietą. Mama zwraca się do niej „córko”, ale nasza postać wygląda jednak raczej jak facet, ma zresztą żony (byłe? aktualne? wyobrażone?).

Ale to właściwie nieważne, bo cały ten pięknie narysowany świat jest oniryczny, demonstracyjnie nieracjonalny i chyba niemożliwy do spójnego wytłumaczenia. A tak przy tym urokliwy, że wciągnął mnie od razu.

"Nie było wiele rzeczy radośniejszych niż te jałowe pogawędki, które sobie ucinaliśmy".

Rzecz zaczyna się od wspomnianego już upomnienia matki i wyrzutu, że bohater spędza cały czas w szpitalu. Wyrusza on (?) zatem w drogę, by się ze swoimi żonami – jak mówi –  pożegnać. Spotyka je kolejno, z każdą odbywa krótką rozmowę nasyconą osobistymi aluzjami – w ten sposób rozmawia się tylko z ludźmi, z którymi spędziło się kawał życia. Każda z żon umiera jednak po tej krótkiej wymianie zdań, a bohater, jakby nigdy nic, zmierza do następnej.

Dialogi w „Pirouette” są jednymi z najlepszych, z jakimi kiedykolwiek się spotkałem w elektronicznej rozrywce.  Świadomie przegięte, archaizowane, całkowicie nienaturalne, często bardzo nieodpowiednie do sytuacji – bo czy żonę leżącą na jezdni po wypadku samochodowym wita się zdaniem „ojej; jak przypuszczam, nie ma żadnego sensu dociekanie, czy wszystko jest z tobą w porządku”?  Ale oprócz tego, dialogi są wypełnione błyskotliwymi ripostami, czarnym humorem, aluzjami seksualnymi (od subtelnych po wręcz wulgarne) i trudną do opisania melancholią. Wszystko jest wysoce wieloznaczne, a za wieloznacznością w tym medium jakoś ostatnio tęsknię.

Każda z tych miniscenek z żonami nawiązuje do jakichś wzajemnych uraz, konfliktów, niewykorzystanych szans, a pożegnania wydają się niepełne, zbyt pospieszne. Zakończenie jest raczej ponure (motyw szpitala przewija się w rozmowach nie przez przypadek), a do tego jeszcze dziwniejsze od reszty tej małej fabułki.

Szalone, ryzykowne „Pirouette” bardzo przypadło mi do gustu, i umieściłbym ten tekst w serii „Zachwyty”, polecałbym gdzie i komu się tylko da i przywoływał przy każdej dyskusji o grach artystycznych i grach jako sztuce, gdyby tylko…

No właśnie. Gdyby tylko „Pirouette” było grą.

„Pirouette” ma swoją wersję na iPada. Jak wspomina Hayden Scott-Baron na swoim blogu, Apple na początku odrzuciło grę i zażądało zaklasyfikowania jej jako książki (i w takiej właśnie kategorii aplikacja figuruje w App Store). Autor podkpiwa sobie z cenzorskiej gorliwości pracowników Apple, ale ja w jednym jestem skłonny przyznać im rację: „Pirouette” nie jest grą, chociaż za taką się podaje. Wkład gracza ogranicza się do chodzenia w prawą stronę ekranu i włączania następnych linii dialogowych. Rzecz jest całkowicie linearna, a interaktywna w takim samym stopniu, jak włącznik światła w pokoju albo pokaz slajdów w PowerPoincie. A szkoda, bo dodanie drobnej zmienności czy możliwości wkładu gracza naprawdę wzbogaciłoby to doświadczenie. Skoro można było napisać tyle znakomitych dialogów, dlaczego nie można było napisać kilkudziesięciu dodatkowych linii, żeby dało się od czasu do czasu wybrać kwestię? O ile bardziej wzruszające mogłoby być „Pirouette”, gdyby można było się z żonami pożegnać na różne sposoby, w różnych emocjonalnych tonacjach? Mogła być z tego piękna art game, a wyszła tylko piękna prezentacja multimedialna, podobna na przykład do tego znakomitego opracowania „The Day the Saucers Came” Neila Gaimana. Tego jakoś jednak nikt nie potrzebował reklamować jako gry.

Tak czy inaczej, „Pirouette” warte jest tych kilku czy kilkunastu minut. Zagrać się co prawda nie da, ale można się przeklikać i też będzie przyjemnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *