Pocztówka z podróży: Japońskie salony gier i pachinko

Gry_JaponiaOstatni raz czułem się podobnie, odwiedzając jako nastolatek duszne, ciasne salony gier w obskurnych pawilonach z dykty w przygnębiającym mieście Elbląg, gdzie za sprawą – nie wątpię – ciężkich karmicznych obciążeń zmuszony byłem spędzać młodość. Elbląg najlepiej charakteryzował w tamtych latach opis geograficzny: otóż jest to miasto położone na depresji. W owych depresyjnych i depresjogennych realiach te sklecone byle jak budy z flipperami, automatami z „Defenderem” (ależ to była wspaniała gra!) , „Donkey Kongiem” czy „Space Invaders” jawiły się niczym bramy do obcych kosmosów. Nawet w ciągu dnia rozświetlała je – nie licząc wątłej żółtej żaróweczki w kanciapie nadzorcy – jedynie wielobarwna poświata bijąca z ekranów i bilardowych stołów. Gdy ktoś otwierał drzwi, wpuszczając światło dnia, odbieraliśmy to jako bolesny zgrzyt, wybijał nas z transu. Pulsujące ostrymi rozbłyskami wyświetlacze wraz z kakofonią syntetycznych brzęczków i ośmiobitowych melodyjek działały hipnotyzująco. Zwłaszcza w kontraście do szarej rzeczywistości na zewnątrz.

Jeśli chcecie przyjrzeć się którejś fotografii uważniej, w powiększeniu, kliknijcie na [Show picture list] nad daną galerią, a potem na miniaturę wybranego zdjęcia (dalsze powiększanie: prawy przycisk myszy → „Pokaż obrazek” → lewy przycisk myszy).

W japońskich salonach gier co prawda nie jest ani duszno, ani ciemno, ale lawina bodźców także potrafi zbić z nóg i gwałtownie odciąć od świata kokonem. Zwłaszcza kogoś, kto – to mój przypadek – gości w takim przybytku po raz pierwszy. Niestety, zdjęcia nie są w stanie tego oddać. Prezentuję je, bo przynajmniej w drobnym stopniu obrazują niesamowite zróżnicowanie oferty tego typu miejsc. Przeznaczenia wielu automatów nie miałem szansy odgadnąć na pierwszy rzut oka, czasem pomagało obserwowanie przez ramię. Bartek Nagórski, nasz pokładowy ekspert od Japonii, pewnie czułby się w takim miejscu jak u siebie, a nawet nabijał rekordy, ale ja mogłem tylko chłonąć to wszystko, zadziwiony. I działo się to w czasie sennej bryndzy, około południa – ciekaw jestem, jak takie salony wyglądają w godzinach szczytu.

Pachinko2Zahaczyłem też o salony pachinko. Słynnych wiaderek z metalowymi kulkami już nie ma, zastąpiły je elektroniczne odpowiedniki, ale automaty wyglądają – i brzmią – po prostu obłędnie. Można się przy nich zapomnieć i spłukać do ostatniego jena.


Zdjęcia robiłem w salonach Kioto i Osaki.

Jedna odpowiedź do “Pocztówka z podróży: Japońskie salony gier i pachinko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *