Na początek – naprawdę, bardzo się cieszę, że program Games in Schools istnieje. Jest prowadzony pod auspicjami Unii Europejskiej (a konkretniej – European Schoolnet, czyli porozumienia ministrów edukacji UE) i zajmuje się wprowadzaniem i wykorzystaniem gier wideo w szkolnych programach nauczania. W Polsce jego efektów pewnie jeszcze za bardzo nie widać, ale miejmy nadzieję, że będą coraz bardziej przenikać do świadomości nauczycieli. Bo przyznacie, że gra jest warta świeczki. Jest jednak jedno – spore – ale. Zajrzałem bowiem do podręcznika dla nauczycieli, podsumowującego przeprowadzone w czasie programu badania.
Pozwolę sobie po prostu cytować, bez komentarza:
RPG (Role Playing Games, czyli gry fabularne) – w tych grach użytkownicy przyjmują na siebie rolę jednej z postaci. Postać ta posiada cechy, które mogą ulegać zmianom w toku gry, jak zdrowie, siła i różne umiejętności. Przykładem może być gra SimCity, popularna gra RPG, która pozwala graczom budować całe miasta i zrozumieć proces urbanizacji.
Albo tak:
RTS (Real Time Strategy, czyli strategiczne gry czasu rzeczywistego) – te gry opierają się zasadniczo na strategii. Gracze kontrolują nie tylko finansowe, ale również militarne aspekty armii lub jakiejś populacji i muszą podejmować szybkie, strategiczne decyzje. Badanie przeprowadzone przez Jenkinsa i Squire’a (2003) pokazuje, w jaki sposób Civilization III, popularna gra RTS, może być wykorzystana w szkołach na lekcjach historii i geografii.
Jedziemy dalej:
Gry przygodowe – w takiej grze fabuła oparta jest na jakiejś opowieści. Gracze przemieszczają się w skomplikowanej rzeczywistości, zbierają różne przedmioty i podejmują wyzwania aż dojdą do celu. Ten gatunek gier, początkowo oparty na tekście, rozwinął się w grafice 2D (np. King’s Quest) i 3D (np. EverQuest).
Jako najważniejszy przedstawiciel gier wyścigowych została podana gra „Racing Academy” (znacie?), a jednym z kluczowych gatunków gier są „labirynty”, wśród których brylują „Pacman” i jego edukacyjny wariant, „PacWriter”.
Autor – dr Patrick Felicia z Waterford Institute of Technology – miał widać do tematu dość luźne podejście, ale to przykre, że uczący nauczycieli nauczyciel akademicki nie pomyślał, że warto się trochę douczyć w dziedzinie, której chce się nauczać. Jeszcze smutniejsze jest to, że dokument powstał w roku 2009, i od tego czasu nikt nie poprawił występujących w nim kwiatków. Przypuszczam, że byłoby to zbyt kosztowne, bo wymagałoby powołania w transparentnej procedurze międzynarodowego grona ekspertów, które w toku szesnastu posiedzeń i czterech bankietów stwierdziłoby, czy „SimCity” jest grą RPG, a „Everquest” – przygodówką.
Gdybyś jednak, droga Biurokracjo UE, zdecydowała się na taki krok – czekam niecierpliwie na list od Ciebie. Chętnie pomogę, no bo wiesz, kredyt mieszkaniowy.
Za moje podatki biurwy jedne, za moją krwawicę te bzdury wypisują!
A możemy z tym zrobić o, tyle:
http://www.youtube.com/watch?v=2zJFhdZ6Ox4#t=0m24s
I po co? I na co?
Na połączeniu Kultury i etatyzmu zawsze traci Kultura. Tyczy się to każdej dziedziny, nieważne czy jest to kinematografia czy gry.
Oj nie zgodzę się. Na przykład na etatyzmie faszystowskim włoska kultura, zwłaszcza architektura i prąd futurystyczny, bardzo zyskała. Kino w Italii też wypuściło sporo świetnych filmów w dwudziestoleciu :P
To tylko demokratyczna biurokracja psuje kulturę ;)
Masakra.
Poczekajcie niech znajdą ten wpis i komentarze, to zaraz zarzucą nam, graczom, że nie znamy się na grach :D .
Najbardziej rozwaliło mnie SimCity… Tutaj wymienia co jedna postać sterowana przez gracza ma, a potem symulator budowy miasta :D
„The city is a woman
Bigger than any other„