Archiwum autora: Paweł Schreiber

Niegdysiejsze śniegi: gry dla dorosłych

infocom-logo„Grafikę wsadzamy tam, gdzie słońce nie sięga”. Obok obrazek przedstawiający rozpalony aktywnością neuronów ludzki mózgu. To jedna z reklam prasowych firmy Infocom – jednej z pierwszych, które wypuszczały na rynek przygodowe gry tekstowe. I jedna z moich ulubionych reklam w ogóle. Trafia w sedno – w grach Infocomu grafikę wyświetla nie komputer, tylko wyobraźnia, bezpiecznie schowana w mroku czaszki. Ale Infocom zasługuje na pamięć nie dlatego, że tworzył dobrze napisane tekstówki. Kiedy przyglądałem się szczegółowo historii tej firmy, raz po raz zadziwiało mnie to, jak bardzo liczyła się w niej innowacja, i do jakiego stopnia pomysły pracujących dla niej twórców wyprzedzały swoje czasy. Często dzisiaj biadolimy nad tym, jak niedojrzałą formą są gry wideo, jak bardzo są nastawione na dziecinnego albo zdziecinniałego odbiorcę, jak stronią od poważnych tematów i ważnych emocji… Powtarzamy w ten sposób pytania, które już dawno, dawno temu zadawali sobie ludzie z Infocomu – i na które odpowiadali kolejnymi grami.

Czytaj dalej →

Gra z perspektywami (1)

kentuckylogoO „Kentucky Route Zero” już swego czasu na Jawnych Snach pisałem – po premierze pierwszego aktu gry. Trochę ostrożnie, nie wiedząc jeszcze, co przyniosą kolejne części, ale już z zalążkami zachwytu, zwłaszcza nad oprawą – prostą, ale piękną jak mało co w świecie gier wideo. Teraz – po kilkukrotnym (bo warto!) przejściu aktu drugiego i wersji demo, „Limits and Demonstrations”, czuję, że wolno mi się już zachwycać bez zbytniej ostrożności. Gdyby „Kentucky Route Zero” było tylko kolejną surrealistyczną historią z piękną grafiką, pewnie nie byłoby aż takich powodów do entuzjazmu. Ale „KRZ” to stanowczo coś więcej – rzecz nie tylko urocza i nastrojowa, ale też piekielnie inteligentna i przecierająca nowe szlaki w opowiadaniu za pomocą gier, z pełną tego świadomością.

Czytaj dalej →

Akademia: a może by tak do Bydgoszczy

baner_830_180-2Sporo pisałem ostatnio na Jawnych Snach w sprawie tego, co się dzieje w Łodzi, Krakowie czy innych Warszawach, pomijając taktownie to, co dzieje się np. w Bydgoszczy. A konkretniej – na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego, gdzie uruchamiamy (bo maczam w tym palce) nowy kierunek, który może okazać się szczególnie ciekawy dla graczy. Nazwa kierunku – humanistyka drugiej generacji. A jego ramach specjalność, którą nazwaliśmy GAMEDEC (zapożyczenie tytułu z cyklu Marcina Przybyłka za zgodą autora) – zajmująca się badaniem i projektowaniem wszelkiego rodzaju gier.

Czytaj dalej →

Co ja tutaj robię?

title„Thirty Flights of Loving”. Jeszcze przed chwilą byłem w naszej kryjówce z dwójką współpracowników (kobieta i mężczyzna), przygotowując skok. Na stole broń, amunicja i mapy. Potem hangar, w nim hydroplan, startujemy. Nagłe cięcie. Jestem w jakimś pomieszczeniu, którego zupełnie nie poznaję. Ściany ochlapane krwią (czyją?). Ciężko ranna kobieta, z którą przed chwilą leciałem, próbuje mnie zastrzelić. Słychać tylko żałosne klik-klik wyczerpanego magazynka. Co się stało? Czy ją skrzywdziłem? Co ja tutaj robię?

Czytaj dalej →

Kochajmy piksele!

pixel-heaven_p– Popatrzcie! – zapytał nas jakieś ćwierć wieku temu kolega Jakub. – I co, widzicie ząbki?

Na ekranie monitora ZX Spectrum widniał obrazek otwierający grę „Firelord”. Pan w zbroi, z solidnym mieczem. Jakie, u licha ząbki? Przyglądałem się bezradnie hełmowi. Może je szczerzył po kryjomu, pod blachą?

– Nie widzę – odpowiedziałem, zgodnie z prawdą.

Czytaj dalej →

Dlaczego lubię Grakademię

grakademiaDruga edycja Grakademii odbyła się w Łodzi 27 kwietnia. Czyli już kawał czasu temu. Mnie od tego czasu spotkało kilka wyjazdów i remont mieszkania – dlatego piszę dopiero teraz, co, mam nadzieję, organizatorzy mi wybaczą. A piszę, bo warto o tej cyklicznej imprezie informować, z edycji na edycję coraz bardziej.

Czytaj dalej →

Rozmowa z Digital Dragons

Mamy piękne czasy. Kilkadziesiąt lat temu żeby opowiedzieć Czytelnikom Jawnych Snów o szczegółach rozmowy, którą prowadziłem z Adrianem Chmielarzem na krakowskim festiwalu Digital Dragons, musiałbym cała rozmowę nagrać, albo na bieżąco robić z niej notatki, a potem napocić się nad jej streszczaniem lub przepisywaniem. Dzisiaj wystarczy podać link do nagrania, które przygotowała i pozwoliła nam udostępnić (dzięki!) Polygamia. A potem zaprosić do wysłuchania całości. Otóż i nagranie:

Grakademia powraca

grakademiaEch, ci Łodzianie z Grakademii! Nie dają spokoju – wciąż wymyślają jakieś nowe inicjatywy. I chwała im za to! Tym razem zbliża się zdarzenie większego kalibru – Grakademia, poza regularnymi spotkaniami dyskusyjnymi, organizuje też dłuższe imprezy, na których można wysłuchać referatów, spotkać się z twórcami gier i wziąć udział w turniejach. Właśnie tak będzie w Łodzi w sobotę 27 kwietnia w klubie Arena Laser Games (Manufaktura) na imprezie zatytułowanej po prostu „Grakademia II”.

Pełny program przedstawia się następująco:

Czytaj dalej →

Ogłoszenie jeszcze drobniejsze

Tegoroczny krakowski festiwal „Digital Dragons” (19-20 kwietnia) wielu z Was ma już pewnie zapisany w kalendarzykach – i słusznie. Wśród osób, które będzie można w tym roku w Krakowie spotkać, są m. in. Ragnar Tørnquist (któremu zawdzięczamy choćby „The Longest Journey”) i Guillaume de Fondaumiere (współodpowiedzialny za „Heavy Rain” i „Beyond”). Z polskiej branży gier – właściwie wszystkie możliwe gwiazdy. Jest nam tym bardziej miło, że na Festiwalu pojawi się wyraźny akcent JawnoSnowy – w piątek o godz. 15 (pora najtrudniejsza, bo tuż po obiedzie) porozmawiamy z Adrianem Chmielarzem o sposobach budowania fabuły w grach – i dylematach twórców, którzy zastanawiają się, czy rozbudować na potrzeby swoich opowieści rozgrywkę, czy uciec się do scenek przerywnikowych. Do zobaczenia w Krakowie. Pełny program – TUTAJ.

Złapać sygnał

signal logoDawno, dawno temu, kiedy dzisiejsze dinozaury roniące łzy nad stanem branży gier wideo były jeszcze wpatrzonymi w ekrany swoich poczciwych Amig młodzieniaszkami, była sobie gra „Hired Guns”. Pod wieloma względami przypominała ówczesne RPGi – poruszając się krok po kroku, skręcając zawsze o 90 stopni, zwiedzało się w niej mroczne krajobrazy i sterylne korytarze wojskowych baz, ubijając napotkanych wrogów, znajdując klucze i rozwiązując zagadki. Od wszystkich innych gier różniła ją jednak zasadnicza kwestia – w tego typu grach zwykle kieruje się jednym bohaterem naraz; w „Hired Guns” ekran był podzielony na cztery równe części – a w każdej z nich widać było świat z perspektywy innego członka naszej drużyny. Powodzenie zależało od ciągłego żonglowania postaciami. Albo od zebrania czwórki kolegów, z którymi dawało się grać na jednym komputerze. Jak relacjonują dinozaury, było pięknie, ale co było, minęło. Niby tak, ale… jest przecież „Signal Ops”.

Czytaj dalej →