Kiedy Olaf na początku trzeciej części swojego tekstu „Wyzerowani” o najnowszym tomie opowiadań/powieści Jacka Dukaja „Król Bólu” wspomniał o Czechowie – poczułem się trochę wywołany do tablicy. Pewnie nie jako człowiek teatru czy człowiek kultury, ale jako wierny wielbiciel twórczości autora „Trzech sióstr” – i pewnie też jeden z tych, którzy częściej patrzą w tył niż w przód. A może ujmijmy to inaczej – jeden z tych, którzy mają wrażenie, że patrzenie w tył bardzo często patrzeniu w przód pomaga. Kiedy pomyślałem trochę nad tekstem Olafa (i tekstami Dukaja), przyszło mi do głowy, że żeby popatrzeć na to, co może czekać w przyszłości samo pojęcie człowieczeństwa, może nie trzeba od razu czytać snującego dalekosiężne wizje Kurzweila. Czasem wystarczy – tak, właśnie – poczytać Czechowa. I Tołstoja. I Dostojewskiego.
Archiwum kategorii: Kultura
Fedrujemy: Nowa kultura wykuwa się teraz (2)
Dziś druga część tego, co miałem do powiedzenia w Falansterze, i co potem wydrukowały „Didaskalia”. Parę słów o Falansterze, bo byłem pod wrażeniem. Zazdroszczę wrocławianom takiego klubu-księgarni. Na regałach mnóstwo świetnych książek. Można sączyć kawę lub herbatę kupowaną przez tubylców w świecie na zasadach fair trade i czytać w głębokim fotelu. Wieczorami Falanster zamienia się w centrum kultury niemasowej, dzieją się tam różne fajne rzeczy.
Niewielki Gatsby
Idąc za radą serwisu Rock Paper Shotgun, zagrałem dzisiaj w grę „The Great Gatsby”. I jestem pod dużym wrażeniem. To nie tylko zaskakująco wierna adaptacja powieści Fitzgeralda (w konwencji gier na konsolę NES, w Polsce znaną ze swojej mutacji o nazwie Pegasus), ale też wspaniały przykład tego, jak wielki potencjał mają gry wideo w przekazywaniu treści i wartości obecnych w literaturze.
Umknę śmierci, ukręcę jej łeb
Kiedy Filip Mosz, bohater filmu Krzysztofa Kieślowskiego „Amator”, dostaje do ręki kamerę, nie wie jeszcze, z jak poważną rzeczą ma do czynienia. Bawi się trochę. Filmuje kolegę, który jeździ karawanem – żeby było ciekawiej, kolega zjeżdża z górki. Filip narzeka pod nosem, że za szybko. Z okna bloku wychyla się matka kolegi – i też trafia do filmu. Banał. Ale jakiś czas później kolega znów przychodzi do Filipa i prosi go o ten kawałek taśmy. Jego matka właśnie zmarła. Kolega zamyka się w pokoju i w kółko ogląda fragment, na którym wygląda przez okno i macha do niego. Nigdy nie wiadomo, kiedy najzwyklejszy banał stanie się śmiertelnie poważny.
Wyzerowani (3)
Rozumiem ludzi teatru, gdy mówią, że mogliby wystawiać tylko sztuki Czechowa – bo jest w nich wszystko; cała prawda o ludzkiej naturze, wszelkie odcienie naszej egzystencji. Rozumiem, gdy tak samo bibliofile postrzegają Tołstoja czy Dostojewskiego – scena, w której książę Myszkin tłucze wazę, wstrząsnęła mną jako nastolatkiem i dotąd trzyma w swych kleszczach, odsłaniając nowe znaczenia, przystawiając coraz to nowe lustra do scen, w których zmuszony jestem grać coraz to nowe role. Ludzie kultury są siłą rzeczy głęboko zakorzenieni w przeszłości. To z tradycji piją soki. To usankcjonowane upływem czasu, który się ich nie ima, uniwersalne w swym przesłaniu arcydzieła są dla nich punktami odniesienia i zarazem punktami odbicia. Ale też może z tego powodu trudniej im dostrzec to, co nie za nami, a przed nami.
Wyzerowani (2)
Wracamy do Dukaja. Nieplanowana, a jednak konieczna dygresja: siadam do tego tekstu po dziesiątej wieczorem, nietypowo jak na tę porę wypruty (jestem zasadniczo nocny zwierz). Mam niepokojące poczucie, że umysł osuwa się w czeluść katatonii. Jeśli coś się ułoży nieskładnie – litości. Najwyżej dopowiem zbyt ostre skróty myślowe za parę dni, zreanimowany górskim powietrzem. Albowiem jutro po północy znikam na dwa tygodnie. Nie żegnamy się, wybrałem erem z dostępem do Internetu.
Na rozgrzewkę parę słów o recepcji Dukaja wśród tak zwanych polskich elit i mojej na to niezgodzie. Etykieta pisarza SF to w tym kraju dla literata chyba najgorszy z możliwych stygmat. Przykre, ale postrzegają ją jako znamię hańby nawet sensowni, inteligentni ludzie – mimo że przecież był Lem. Paweł pisał tu w jakimś komentarzu, że Jacek Dukaj ma nie mniejszy potencjał. Ja się z tym zgadzam. Więcej. Sądzę, że po „Innych pieśniach”, „Lodzie” i „Linii oporu” mógłby nawet złamać pióro, a i tak należałby mu się laur jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy.
Wyzerowani
Pamiętacie nie tak dawną ekscytację faktem, że minister obrony Korei Południowej przywołał w publicznej wypowiedzi grę „StarCraft”? Echo poszło po mediach tematycznych jak halny po Tatrach, choć akurat redaktorów specjalizujących się w grach wideo ta wypowiedź najmniej powinna dziwić. Świetnie wiedzą, że „StarCraft” jest w tym kraju popularny jak u nas futbol. Telewizje nadają mecze, zakwitające dziewczęta wieszają sobie nad łóżkami zdjęcia słynnych zawodników, zapewne nawet panie szatniarki mają zgrzebne pojęcie, kto prowadzi w lidze. A tu nagle, ni stąd, ni zowąd, medialny szum, bo jakiś polityk sięgnął po czytelny dla wszystkich rodaków punkt odniesienia, tłumacząc, czym nie jest rzeczywisty kryzys graniczny, grożący prawdziwą wojną.
Galeria Snów: I tak się właśnie kończy świat
Być może niektórzy z Was są już świadomi, jak bezceremonialnie obszedłem się z „Wydrążonymi ludźmi” T.S. Eliota w dzisiejszym „Przekroju”. No przecież ostrzegałem wczoraj między wierszami, że mogą się dziać rzeczy straszne… Masakra, którą uczyniłem, jest jednak niezłym pretekstem, by pokazać Wam poniższy obrazek. I zainicjować tym samym nowy cykl Jawnych Snów.
To w jakiejś mierze wspomnienie po Galerii TechnoParty – prezentacji różnych ładnych lub znaczących obrazów, którymi ilustrowałem swoje felietony w „Kulturze”. Bywało, że stanowiły wartość samą w sobie, przy tekście pojawiając się z jakimś luźnym ledwie uzasadnieniem. Zdarzało się i tak, że stanowiły punkt odbicia dla słowa. Różnie bywało. Bywały ważne.
W Galerii Snów też wieszać będziemy obrazy, które coś mówią – lub o których można coś powiedzieć. Zaczynam dość bezwstydnie od rysunku, który na Wasze nieszczęście kiedyś popełniłem dotknięty przez Apollina. I dziś, niecnie wykorzystując przewagę, jaką daje mi pozycja redaktora tej strony, z całą bezwzględnością upubliczniam owo dzieło. Nie dając ofiarom żadnych szans, bez litości, bez uprzedzenia.
Inspiracją był dla mnie wspomniany poemat Eliota, a konkretnie ostatnie jego wersy (tł. Czesław Miłosz):
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.
Fedrujemy: Czy teatr potrzebuje gier wideo? (5)
Pora na ostatnią część artykułu „Czy teatr potrzebuje gier wideo” z nru 99 „Didaskaliów”. Głównym tematem jest dzisiaj „Pathologic” – gra zupełnie dla mnie wyjątkowa. Myślę, że w mojej prywatnej hierarchii jest tym, czym dla Olafa „Fatale” – wciąż niedoścignionym wyznacznikiem tego, co gry wideo są dzisiaj w stanie osiągnąć w sensie artystycznym. Mówiąc krótko – chciałbym, żeby wszyscy twórcy gier znali „Pathologica” i próbowali go naśladować, a świat będzie piękniejszym miejscem.
Fedrujemy: Czy teatr potrzebuje gier wideo? (4)
W kolejnym odcinku tekstu z numeru „Didaskaliów” poświęconego grom wideo – trochę o jednej z najciekawszych egranizacji literatury, jakie kiedykolwiek powstały, czyli „The Dark Eye” firmy Inscape. Piękny jest sam pomysł pokazania potworności z opowiadań E. A. Poe’a w konwencji teatrzyku lalkowego, ale całość jest też mądrym komentarzem do tego, czym w ogóle są/mogą być gry, i jakie jest w nich miejsce gracza. W szczególności – czy jest w nich kimś, kto animuje kukiełkę – czy kukiełką animowaną przez kogoś innego. Proszę czytać. Would you kindly…