Gatunki gier to materia wcale niełatwa i bynajmniej nie czuję się tu ekspertem. Trudno się zresztą dziwić temu, że temat jest złożony, skoro szufladkowanie przynosi każdemu medium tyle samo dobrego, co i średniego. „Incepcja” to film akcji czy s-f? U2 gra rocka czy pop? „Sklepy cynamonowe” łatwiej czytać jako zbiór opowiadań (fantastycznych? rodzajowych?) czy jako zjawisko z pogranicza liryki? Ba, o literaturze uczymy się w podstawówce, a kwestie gatunków muzycznych i filmowych od biedy da się zgłębiać w toku dedykowanych studiów, ale gry? Otchłań niezgłębiona.
Będę konsekwentny i znów napiszę o czymś, na czym się mało znam. Przez wiele lat unikałem gier o samochodach, a jedyną, która mi się względnie podobała, była „Need for Speed: Porsche Unleashed”. Potem zagrałem w „Stuntman: Ignition” i okazało się, że nawet gatunek, którego fanem miałem już nigdy nie zostać, może zaproponować mi wspaniałą rozrywkę za wirtualnym kółkiem. Wystarczyło, że spece z Paradigm zmieszali ją w rozsądnych proporcjach z mechaniką gier akcji. Wiem, dla każdego inne proporcje mogą się okazać tymi rozsądnymi, ale warto było – już nigdy złego słowa o ścigałkach nie powiem. Da się.