Archiwum kategorii: Technologia
XBOX mONEy vs. PlayStation 4 players
Wiele gorzkich słów padło po prezentacji nowej konsoli Microsoftu Xbox One. Z większością lamentów się zgadzam, dla mnie również okazała się rozczarowaniem. Nie będę powtarzał powszechnie stawianych zarzutów, za to dołożę własną łyżkę dziegciu. Jeśli nie nastąpi żaden nagły zwrot akcji, PlayStation 4 wygrała z rywalem już w prologu nie tylko pod względem mocy obliczeniowej, z powodu braku nieszczęsnych wymogów podpięcia kamery oraz okresowego łączenia się z internetem itd. Zwyciężyła także, i to przez nokaut, w innej, szalenie ważnej konkurencji, być może najważniejszej. Mam na myśli poczucie odpowiedzialności za kondycję medium, którego Microsoftowi, w przeciwieństwie do Sony, najwyraźniej brakuje.
Niepokojąco szybki postęp
Dzisiejsza sklepowa premiera iPada przypomniała mi niedawne kontrowersje związane z prężeniem muskułów przez Apple. Zapowiadając swój nowy tablet, firma z Cupertino oświadczyła, że układ A5X, który wszystko w nim przelicza, jest aż czterokrotnie bardziej wydajny niż Tegra 3, wielka duma Nvidii. Nvidia głośno wyraziła zdumienie i nie tylko ona zresztą. W końcu przebicie x4 to nokaut, a Tegra 3 jest przecież obecnie kalkulatorem z bardzo wysokiej półki – pierwszym procesorem czterordzeniowym dla tabletów i smartfonów (jest też alternatywny rdzeń piąty, przejmujący obowiązki w prostych zadaniach, gdy moc czterech rdzeni nie jest potrzebna), z grafiką obliczaną przez 12-rdzeniowego GeForce’a. Jak wiele dzieli oba układy, dowiemy się pewnie lada dzień, bo dziennikarze już robią testy. Na pewno najnowszy iPad potrafi więcej, bo Tegrę 3 już wyprzedzał wydajnością procesor A5 z iPada 2, ale czy różnica jest aż czterokrotna? – dziś trudno uwierzyć.
ReVITAlizacja
Znienacka zaatakowało mnie wczoraj swoją nową wunderwaffe Sony. Nie stawiałem oporu.
Szychtowałem akurat w fabryce, walcząc w amoku z jakimś tekstem, który ostatecznie i tak spadł z makiety (wrr!), gdy zadzwonił telefon. Czy chciałbym? Chciałbym. I choć wzięto mnie z zaskoczenia pytaniem, które niejednego wprawiłoby w konsternację („Mamy też gry. Czy podesłać je panu z konsolą?”), jakimś cudem, mimo typowego dla godzin deadline’u zawężenia świadomości, obstawiłem właściwą odpowiedź [oklaski]. Kurier dowiózł, czas znalazłem dopiero wieczorem, wracając do domu kolejką. I tak powinno być, przenośną konsolę wypada testować w warunkach polowych.
iPadło jabłko
Podczas niedawnych świąt w moim domu objawił się iPad. By zacytować Klasyka: IT works like magic. Dopiero po kilku godzinach używania tabletu uświadomiłem sobie (#facepalm), że na stałe zagościła u mnie nowa konsolka. Lepiej późno niż później (#konsolacja). Czytaj dalej →
Się zapamiętało
Wspominając ubiegły rok, nie postrzegam go w chirurgicznie precyzyjnym przekroju, z gradacją lepszych i gorszych gier, wolną od białych plam mapą trendów. Jasne, mógłbym teraz, jak to zrobiłem z obowiązku w piśmie, które mnie zatrudnia, wydusić z siebie taką analizę. Powtórzyłbym znowu, że był to precedensowy sezon dla polskich twórców gier. Że wciskając się tylnymi drzwiami, atakując z telefonów komórkowych – a coraz częściej i tabletów – gry podbijają środowiska dotąd je ignorujące. Że „Minecraft” udowodnił, że. Że „Battlefield 3” dał sygnał do. Itepe.
Ale chyba sobie daruję. Powiem Wam o tym, co odcisnęło mi się najsilniej w pamięci. Z najrozmaitszych powodów. Bo zaskoczyło, zaniepokoiło, zastanowiło, rozczarowało. Kolejność loteryjna, nie ma tu żadnego klucza. Ot, parę luźnych uwag na marginesie.
Co nas czeka za rogiem
Byłem na fajnej imprezie. I nawet miała pewien związek z grami. Wątły co prawda, ale wystarczy za punkt wyjścia, by przyjrzeć się paru zdarzeniom, do których doszło w ostatnim czasie. I spróbować wyciągnąć wnioski.
Jakimś cudem dostąpiłem rzadkiego przywileju. Zostałem jednym z dwóch polskich dziennikarzy, których Fundacja Mozilla zaprosiła do Londynu na trzydniowy festiwal „Media, Freedom and the Web”. W poniedziałek trafi do kiosków „Przekrój”, w którym opisuję to wydarzenie w formule felietonu, skupiając się na tym, co wydało mi się najważniejsze: na perspektywach dziennikarstwa obywatelskiego. Mozilla Festival to był bowiem w dużej mierze zlot społeczników, którzy tworzą w sieci centra i kanały informacyjne służące organizującym się oddolnie kolektywom – bezcenne narzędzia w krajach opresyjnych, pomocne jednak także w normalnych, zdrowych społeczeństwach demokratycznych.
Nowa powieść. Stara płyta
„Artyści rzadko kierują się w pracy racjonalnymi przesłankami. Kiedyś [Steve Jobs – RK] kazał inżynierom przerobić w jednym z komputerów płytę główną, bo – jego zdaniem – była zbyt brzydka. Ta mozaika kabelków i układów scalonych jest zazwyczaj niewidoczna pod obudową sprzętu, o czym natychmiast przypomnieli mu zszokowani pracownicy. Niewzruszony Jobs odparł, że dobry stolarz nie pozwoli sobie zamontować brzydkiej tylnej ścianki w meblu. Prace nad nową płytą pochłonęły mnóstwo czasu i pieniędzy. Ostatecznie wizjoner się poddał. Ale to rzadki przypadek”.
(źródło: Gazeta Wyborcza)
„Another Steve Jobs original” (Nicole Collard w „Broken Sword: The Sleeping Dragon” na widok obrazu przedstawiającego nadgryzione jabłko).
[Świat] „nie jest (…) wspólnikiem naszego poznania; nie istnieje przeddyskursywna opatrzność oddająca go nam do dyspozycji. Należy pojmować dyskurs jako przemoc, którą wywieramy na rzeczy, a w każdym razie jako praktykę, którą im narzucamy. To właśnie w tej praktyce zdarzenia dyskursu odnajdują zasadę własnej regularności”.
(Michel Foucault, „Porządek dyskursu”, tłum. M.P. Markowski)
Kolejne straty
„Kalifornijska firma Apple Computer [„podczas konferencji Macworld 2007 Steve Jobs ogłosił zmianę nazwy firmy z Apple Computer Inc. na Apple Inc.” – RK] – producent komputerów Macintosh znowu przynosi straty. Po okresie niewielkich przychodów, producent »jabłuszek« ponownie znalazł się »pod kreską«.
Jak wynika z danych firmy, straty określane są na ok. 100–150 mln dolarów. Nie jest to może suma duża, szczególnie w porównaniu z 700 mln, które firma Apple straciła w zeszłym roku, ale nie obejmują one kosztów przejęcia Next Software i Steve’a Jobsa. (…)
Małe staje się wielkie
Do grania na urządzeniach przenośnych mam stosunek ambiwalentny. Z jednej strony uważam, że od wyciągania z kieszeni DS-a przy byle okazji, żeby tylko nie zostać sam na sam z myślami, blisko do patologii. Gdy obserwowałem ludzi w londyńskim metrze, włączających kieszonsolki po to, by zabić czas potrzebny na przejechanie circa trzech stacji, miałem wrażenie, że nie ma w tym rozrywki, pasji, jakiejkolwiek przygody. Że to zwykła kompulsja, jak obgryzanie paznokci. Z kolei przy dłuższych życiowych przestojach lepiej po prostu sięgnąć po książkę (hej, moment dziejowy taki, że to właściwie już kontestacja), na którą przecież coraz trudniej znaleźć czas. Choć z tym akurat, jak Paweł zwrócił mi kiedyś uwagę, bywa różnie. Dał przykład swoich nocnych powrotów autokarami ze spektakli teatralnych w innych miastach, kiedy to przy zgaszonych światłach ekran PSP był zwyczajnie jedyną opcją, by przetrwać bezsenne godziny.