Chyba muszę się powoli zacząć przyzwyczajać do pełzającej (i to już od dłuższego czasu) rewolucji w sterowaniu w grach wideo – czyli korzystania z ekranów dotykowych. Nie wiem, czemu jestem w tym zakresie uprzedzony. Może dlatego, że boję się (pewnie niepotrzebnie) biedy, jakiej poważniejszym grom narobią gry casualowe ukazujące się na smartfony. Albo dlatego, że jestem przyzwyczajony do bardziej tradycyjnych, uświęconych tradycją, metod sterowania. Albo dlatego, że próbowałem się kiedyś dowartościować opanowując klawiszologię „Falcona 4.0” (oczywiście bezskutecznie). Ale, niezależnie od uprzedzeń, ciekawie jest patrzeć, jak rozwijają się growe interfejsy dotykowe. I widzieć, jak przejścia ekranu dotykowego przypominają to, przez co przechodziło kiedyś sterowanie myszą.
Archiwum kategorii: Technologia
Chomik w kołowrotku
Henry David Thoreau, autor słynnego eseju „Obywatelskie nieposłuszeństwo”, pewnego dnia odmówił płacenia podatków na rzecz rządu USA. Zorientował się, że ich płacenie jest tak naprawdę wspieraniem zjawisk, z którymi się skrajnie nie zgadza: wojny Stanów z Meksykiem i wciąż obowiązującego na Południu niewolnictwa. Jego czas i jego praca są przetwarzane na pieniądze. A pieniądze te trafiają do rządu, który kupuje za nie broń i wspiera z nich plantatorów używających pracy niewolników. Można sobie wmawiać, że przecież Thoreau nie biega z karabinem strzelając do Meksykanów i nie zakuwa niewolników w kajdany – ale dzieje się to za jego pieniądze. Krótko mówiąc, jest jak biedny chomik z „Day of the Tentacle” – ktoś daje mu ciepły sweterek, żeby było mu milej, on z wdzięczności biega sobie w swoim kołowrotku, do kołowrotka dołączona jest prądnica – ale co prądnica napędza, chomik przecież nie wie. Ważne, że jego praca zostaje przetworzona na energię. Thoreau jako chomik przyszedł mi do głowy, kiedy przeczytałem ostatni tekst Olafa o grze wydanej przez DARPA.
Fikcyjna wojna, prawdziwe śmierci
To jak rosyjska ruletka à rebours. Zasiadasz do niebezpiecznej zabawy, ale narażasz cudze życie. Co nie znaczy, że sam/-a nie płacisz za tę rozrywkę żadnej ceny. Płacisz, i to wysoką – tym wyższą, im bardziej jesteś samoświadoma/-my. Im większa cechuje cię empatia, odpowiedzialność, wyobraźnia. Gdy dociera do ciebie, co się stało, dopada cię poczucie winy. Strach, że ten rewolwer kiedyś wypali.
Kto wie, może ta zabawa już stała się Twoim udziałem? Może jeszcze nie zdajesz sobie sprawy, co tak naprawdę zaszło? Może już za chwilę obleje Cię zimny pot? A może wzruszysz ramionami, myśląc, że przesadzam?
OK, zaraz się przekonamy.
Naga prawda o SEX Play
Jak stali bywalcy Jawnych Snów dobrze wiedzą, ze szczególnym zainteresowaniem przyglądamy się ostatnio raptownej ewolucji rynku konsolofonów – czyli smartfonów, które są zarazem konsolami do gier. Wszystkich nowych gości w naszym skromnym zakątku zapraszamy do lektury gdybań na ten ciekawy temat schomikowanych tu, tu i tu. Jako że sporo mówiliśmy o wzbudzającym obecnie największe nadzieje konsolofonie Sony Ericsson Xperia Play, nie wypada nie pójść za ciosem, gdy wreszcie już wiadomo, jak ta zabawka się sprawdza w rękach krytycznego użytkownika.
Czytaj dalej →
To żyje!
Jak wiecie, zaintrygowany perspektywami rychłej gwałtownej ekspansji rynku konsolofonów – czyli krzyżówek smartfonów z konsolami do gier – postawiłem czujnie uszy w słupki niczym dziki ryś. Na wszelki wypadek, jeśli ktoś przeoczył te całkiem niedawne gdybania, a jest ciekaw, co się kroi, uprzejmie donoszę, że pisałem na ów temat najpierw tu, a potem tam. Przypomnijmy: na pierwszy konsolofon z prawdziwego zdarzenia zapowiada się Sony Ericsson Xperia Play. Temperatura rośnie, bo do sklepów ta zabawka ma trafić już w bieżącym miesiącu. No i wreszcie okaże się, na co możemy liczyć.
Eksplozja
Coraz mocniejsza we mnie pewność, że przyglądam się narodzinom Nowego. To się dzieje właśnie teraz; rozmyty dotąd zarys przyszłości nabiera konkretnego kształtu (o rany, to rośnie!), pojawiają się pierwsze zwiastuny głębokich przemian. Niby dla każdego, kto interesuje się kulturą gier, było jasne, że smartfony aspirują do statusu konsol przenośnych, ale traktowaliśmy tę niszę jako co najwyżej peryferia. Nie finansowe – bo to, że minigry tworzone z myślą o miniekranach i minimalnej mocy obliczeniowej komórek mogą przynosić krocie, uwodnił iPhone. To dla nas były/są peryferia własnych zainteresowań. Sposób na nudę w autobusie, metoda na szybki relaks między jednym priorytetowym zajęciem a drugim. Nic istotnego. Nic, co można by porównać z doświadczeniem, jakie daje sesja przed monitorem komputera lub konsoli.
Gigantyczna kieszonkowa rewolucja
No nie wytrzymałem. Chyba jednak, że tak nawiążę do klasyka, nie skorzystam z okazji, żeby siedzieć cicho.
Czytając zachwyty dziennikarzy mediów specjalistycznych nad możliwościami NGP, zapowiedzianej parę dni temu kolejnej konsoli przenośnej Sony, czekałem na nieuniknione, zdawałoby się, dopowiedzenie. Na nasuwające się: „tak, ale…”. Na ujęcie tematu w ramach jedynego możliwego kontekstu, bez którego wszystkie te peany na cześć sukcesorki PlayStation Portable zwyczajnie nie mają sensu. Krótko mówiąc, na kilka słów refleksji o spodziewanej ewolucji smartfonów z systemem operacyjnym Android. Ogłoszona właśnie zapowiedź hybrydy telefonu z konsolą Sony Ericsson Xperia Play to dobry pretekst, by spojrzeć w szklaną kulę i dorzucić swoje trzy grosze.
Skok w trzy wymiary, czyli witajcie w nowym świecie (2)
Jak już wspomniałem, Nintendo 3DS to nie tylko gry, a nawet – być może – nie przede wszystkim gry. Zanim jednak do tego dojdziemy, jeszcze parę uwag o tym, co najistotniejsze z naszego punktu widzenia.
Zacznijmy od podstawowego wyróżnika nowej konsoli przenośnej Japończyków: trójwymiarowej prezentacji obrazu, jedynej w swoim rodzaju.
Konieczne doprecyzowanie: gdy zachwycam się N3DS, to jest to nie tyle hymn na cześć owego konkretnego urządzenia – choć bezsprzecznie samo w sobie jest fajne – ile wyraz głębokiej ulgi technofila, który z niepokojem obserwuje ewolucję rynku elektroniki użytkowej po „Avatarze”. Nie da się dostrzec u podstaw tego zjawiska przemyślanej, długofalowej strategii. Obserwujemy wymuszone okolicznościami nerwowe ruchy producentów, którzy próbują nie wypaść z gry – bo tu nawet nie o skapitalizowanie mody na 3D chodzi, a o utrzymanie wizerunku lidera postępu.
Skok w trzy wymiary, czyli witajcie w nowym świecie (1)
Dziękuję za cierpliwość i przepraszam za zwłokę. Na szczęście nie jesteśmy fabryką depesz, raczej manufakturą refleksji; poniższe uwagi wciąż chyba, żywię nadzieję, mają rację bytu. Prawie domknąłem swoje strony „Przekroju” (dziś dzień deadline’u – jak zawsze horror), mogę już w miarę spokojnie spróbować podsumować to, co się stało.