Podkusiło mnie ostatnio, żeby sobie znowu popatrzeć na to, jak chodzi pan Carnby. Nie ten nowy, podrabiany, z dwóch ostatnich odsłon „Alone in the Dark”, za każdym razem inny, tylko ten stary, jedynie słuszny i kanciasty, z trzech pierwszych części serii. Pan Carnby chodzi w szczególny, właściwy sobie sposób. Jego ruchy są powolne, ale zdecydowane, jakby szedł po dnie morza i z każdym krokiem musiał przezwyciężać jakiś potężny opór. Pan Carnby nie chodzi jak istota ludzka – jego powolne i dostojne kroki przypominają nienaturalne ruchy potworów, z którymi walczy. W świecie pierwszego „Alone in the Dark” nie ma podziału na normalnego, ludzkiego Carnby’ego i dziwaczne stwory spod znaku Cthulhu. Wszystko tam jest dziwaczne i powykręcane, ale najbardziej do wyobraźni przemawiają nie kształty postaci, tylko to, jak się poruszają.
Archiwa tagu: ICO
2011 moim okiem
Zachwyty: rozkoszniaki
Stary dziad ze mnie. W brodzie – kiedy spojrzeć pod odpowiednim kątem – widać nawet czasem dwa siwe włosy. Ze znajomymi prowadzimy w Internecie stronę o grach. Staramy się pisać poważnie, bez dziecinady, bo wychodzimy z założenia, że to strona, gdzie dorośli, myślący ludzie piszą dla dorosłych, myślących ludzi (link dla zainteresowanych: tutaj). Jeśli jestem poważnym starym dziadem z dwoma (pod odpowiednim kątem) siwymi włosami w brodzie, to cóż, do licha, się stało, kiedy po latach znów włączyłem sobie „Little Big Adventure”?
Skanujemy: beczki wybuchły
Książka Krzysztofa Gonciarza „Wybuchające beczki” to rzecz dość wyjątkowa. Ukazujące się w Polsce książki o grach albo przyglądają im się z pozycji naukowych, albo ukazują ich historię. Są skierowane do ludzi, którzy chcą swoje zainteresowanie grami pogłębić, wychodząc poza samo granie. Bo chcą się przekonać, jak rozwijała się ich ulubiona postać, seria albo motyw, albo chcą zobaczyć, jak gry funkcjonują na tle reszty kultury. Tzw. zwykły gracz powie: proszę bardzo, możecie sobie czytać, ale przyznajcie szczerze, że do grania wam ta wiedza nie jest potrzebna. Ja czytać nie muszę, niech sobie czytają snoby, co z gier chcą zrobić dziedzinę nauki i sztuki. A Gonciarz w „Wybuchających beczkach” pokazuje, że więcej o grach warto wiedzieć nie po to, żeby szpanować i snobować, tylko po to, żeby samemu być lepszym graczem. Nie ma pęknięcia między teorią a praktyką – jest pewna kultura wiedzy o grach. To i świetne, i (przynajmniej na naszym poletku) świeże.