Styczeń, czas podsumowań roku minionego, zapowiedzi na kolejny, a także niedotrzymanych postanowień noworocznych. Podsumowanie 2016-tego mam już za sobą, właśnie kupiłem pierwsze gry mimo że obiecywałem sobie tego nie robić, więc do kompletu brakuje mi tylko planów i zapowiedzi na 2017-ty. Poniżej znajdziecie zatem pięć gier oraz jedno DLC na które czekam w tym roku – może któraś i Was zainteresuje? Czytaj dalej →
Archiwa tagu: Pathologic
Zielona Góra – post scriptum
Kłaniam się jeszcze raz nisko w pas Panu Wojciechowi Kozłowskiemu, szefowi Galerii BWA w Zielonej Górze, za zaproszenie. Myślę, podobnie jak on, że im więcej takich spotkań między światem gier a światem sztuk wizualnych, tym lepiej dla obu stron. Ci, którzy do Zielonej Góry nie dotarli, niech się nie przejmują – spotkanie było nagrywane, więc w niedługim czasie powinno być w całości dostępne na łamach Jawnych. A dla tych, co dotarli – obiecany zestaw tytułów, przypisów i linków.
Wszystkie języki Icepick Lodge (1): „Pathologic”
W grze „Pathologic” (jednej z najlepszych gier na świecie) chodzę godzinami po umierającym mieście. Epidemia nie oszczędza nikogo – giną ludzie w dzielnicy pełnej willi bogaczy, stojących niedaleko katedry, której nikt nigdy nie poświęcił, umiera klasa średnia, mieszkająca w cieniu teatru, i biedota w dzielnicy magazynów, umierają mieszkańcy tulących się do siebie domków przy ogromnym kompleksie fabryk i rzeźni na skraju miasta. Moje kluczowe narzędzie to mapa, dzięki której przemykam się z jednego końca miasta na drugi, próbując pomagać ofiarom epidemii odejść bez bólu, a swoim przyjaciołom – przeżyć. Pewnego dnia sięgam po mapę, oddalam obraz, żeby zobaczyć miasto w całości – i nagle dzielnice, ulice, domy, znikają, a na ich miejsce pojawia się wpisane w kontury miasta ciało wielkiego byka. Krótka przerwa, spięcie neuronów, i świadomość, że przecież już od dawna podświadomie wiedziałem, że chodzę nie po mieście, a po chorym ciele. Że cała ta historia jest opowiadana w symbolicznym języku, którym już jakiś czas temu przesiąkłem, a granie w „Pathologic” polega w pewnej mierze na uczeniu się tego języka – i coraz lepszemu rozumieniu tego, co się od samego początku robiło.
Tęsknota za dotykiem (3): „Traktat o manekinach”
Byłem wczoraj w teatrze na „Traktacie o manekinach” (na podst. Brunona Schulza) legendarnej (kiedyś) grupy Wierszalin. Com się wycierpiał, to moje. Z dawnej świetności teatru Piotra Tomaszuka zostały kupony do odcinania. W „Traktacie” aktorzy dużo biegają i skaczą (z wielkim poświęceniem), ale z tekstu Schulza chyba nikt za dużo nie rozumie. Schulz jest tam tak sobie, dla ozdoby, jako nazwisko, które rzuca się w rozmowie, żeby trochę zabłysnąć. Strasznie było mi tego „Traktatu” żal, więc myślałem sobie o nim na przekór Wierszalinowemu przedstawieniu, które go coraz bardziej upraszczało i masakrowało. I zaczęła mi się rodzić w głowie wizja tego, jak mogłaby wyglądać rozmowa „Traktatu”, albo Ojca ze „Sklepów cynamonowych” ze światem gier wideo.
„Cargo!”. Człowiek 2.0
Człowiek to produkt nieudany. Bogowie osiągnęli w tej sprawie konsensus. Trzeba go usunąć z Ziemi. Ale jak? Tu o konsensus trochę trudniej, bo przecież kiedyś Potęga rządząca światem doszła już do podobnych wniosków, zarządziła potop, minęło parę tysięcy lat i proszę – znów trzeba interweniować. Tym razem trzeba zrobić coś radykalniejszego. Bogowie decydują się zlikwidować grawitację . Problem ludzi zostaje prawie rozwiązany, ale niestety rozregulowuje się przy tym cała planeta. Bogowie zaludniają ją nową generacją istot rozumnych – małymi golaskami z wielkimi pupami, nazywanymi buddies – Kolesiami. Kolesie mają pogodne usposobienie i proste potrzeby – zamiast się zamartwiać sprawami, które ludzkość uznawała za ważne, chcą po prostu produkować jak najwięcej czystej Radochy (fun). Taki jest człowiek przyszłości. Skoro ludzkość 2.0 jest tak cudowna, to problem planety na pewno da się jakoś rozwiązać.
Pochwała kłamstwa
Przepadam za filmem „Żądło” George’a Roya Hilla. Fabuła w skrócie: dwóch drobnych oszustów oszukuje mniej drobnego, ale głupszego oszusta pracującego dla wielkiego, ale wyjątkowo głupiego oszusta. Owocem tego oszustwa jest śmierć starszego z dwóch oszustów z początku poprzedniego zdania – wielki oszust się mści. Pozostały przy życiu drobny oszust wybiera się do największego i najsprytniejszego oszusta w mieście, który trudni się wspominaniem dawnych lat, piciem alkoholu i jeżdżeniem na starej karuzeli. Obaj zabierają się za oszukanie wielkiego głupiego oszusta, ale przy okazji trochę się oszukują nawzajem, oszukują też policję, która z kolei ich odrobinę oszukuję. Poza tym jest jeszcze FBI (oszukuje czy jest oszukiwane?), piękna kobieta (najpierw oszukująca, a potem skutecznie oszukana) i piętrowa, diabelnie inteligentna, zawikłana intryga, opierająca się oczywiście na oszustwach. Prawie nie koloryzuję – słowo harcerza. Do tego genialna muzyka Scotta Joplina. Obejrzenie „Żądła” po raz pierwszy to tylko wstęp do właściwej zabawy. Największa uciecha płynie z kolejnych razów – kiedy już wiemy dokładnie, co i jak, i możemy się po prostu delektować tym, z jakim mistrzostwem bohaterowie okłamują się nawzajem. I jak często doskonale zdają sobie sprawę z tego, że są właśnie okłamywani.