Nie, dziś jeszcze nie będzie dalszych impresji z Londynu, przepraszam. Dzień okazał się za krótki, siły zbyt wątłe, a ja mam ponadto coś pilniejszego do powiedzenia. Zarzuciłem co prawda czas jakiś temu zwyczaj zapowiadania tego, co o grach pojawi się w „Przekroju”, ale w tym akurat tygodniu chciałbym zwrócić Waszą uwagę na jeden tekst.
Archiwum kategorii: Kultura
Pocztówka z podróży: Londyn wzywa do wypełnienia obowiązku
Kwadrans temu wróciłem z lotniska, byłem trzy dni w Londynie. Choć pewnie powinienem napisać: prawie trzy doby. Ze zdarzeń w części nieoficjalnej dałoby się wyekstraktować scenariusz dla Petera Weira. No ale mniejsza o to. Jutro, jak się obudzę z tej mgły, może sklecę parę zdań o tym, dlaczego mnie poniosło w to miejsce. Dziś obrazki z ulic pokazujące, jaka tam teraz toczy się wojna. Na billboardach zdecydowanie dominuje „Call of Duty” – widziałem tego więcej niż reklam coli, peugeotów, koncertów, czegokolwiek. Miażdżąca przewaga procentowa. Z drugiej strony nie wiem, jak wyglądał Londyn przed premierą „Battlefielda 3”. Do dziś sporo go na autobusach.
Nowa powieść. Stara płyta
„Artyści rzadko kierują się w pracy racjonalnymi przesłankami. Kiedyś [Steve Jobs – RK] kazał inżynierom przerobić w jednym z komputerów płytę główną, bo – jego zdaniem – była zbyt brzydka. Ta mozaika kabelków i układów scalonych jest zazwyczaj niewidoczna pod obudową sprzętu, o czym natychmiast przypomnieli mu zszokowani pracownicy. Niewzruszony Jobs odparł, że dobry stolarz nie pozwoli sobie zamontować brzydkiej tylnej ścianki w meblu. Prace nad nową płytą pochłonęły mnóstwo czasu i pieniędzy. Ostatecznie wizjoner się poddał. Ale to rzadki przypadek”.
(źródło: Gazeta Wyborcza)
„Another Steve Jobs original” (Nicole Collard w „Broken Sword: The Sleeping Dragon” na widok obrazu przedstawiającego nadgryzione jabłko).
[Świat] „nie jest (…) wspólnikiem naszego poznania; nie istnieje przeddyskursywna opatrzność oddająca go nam do dyspozycji. Należy pojmować dyskurs jako przemoc, którą wywieramy na rzeczy, a w każdym razie jako praktykę, którą im narzucamy. To właśnie w tej praktyce zdarzenia dyskursu odnajdują zasadę własnej regularności”.
(Michel Foucault, „Porządek dyskursu”, tłum. M.P. Markowski)
Tęsknota za dotykiem (3): „Traktat o manekinach”
Byłem wczoraj w teatrze na „Traktacie o manekinach” (na podst. Brunona Schulza) legendarnej (kiedyś) grupy Wierszalin. Com się wycierpiał, to moje. Z dawnej świetności teatru Piotra Tomaszuka zostały kupony do odcinania. W „Traktacie” aktorzy dużo biegają i skaczą (z wielkim poświęceniem), ale z tekstu Schulza chyba nikt za dużo nie rozumie. Schulz jest tam tak sobie, dla ozdoby, jako nazwisko, które rzuca się w rozmowie, żeby trochę zabłysnąć. Strasznie było mi tego „Traktatu” żal, więc myślałem sobie o nim na przekór Wierszalinowemu przedstawieniu, które go coraz bardziej upraszczało i masakrowało. I zaczęła mi się rodzić w głowie wizja tego, jak mogłaby wyglądać rozmowa „Traktatu”, albo Ojca ze „Sklepów cynamonowych” ze światem gier wideo.
„Bajty polskie”, czyli historia gier znad Wisły
Dużo zmieniło się przez trzy lata. Gdy Bartłomiej Kluska wydał pod koniec 2008 roku swą pierwszą książkę o historii gier wideo: „Dawno temu w grach”, nie było mu łatwo przebić się z tą informacją do mediów. Ci, którzy, wydawałoby się, powinni rzucić się na taki rarytas jak pies na kość – czyli redaktorzy tematycznych magazynów i serwisów – bardzo długo ignorowali to wydawnictwo. Wici rozchodziły się bardzo nietypowymi jak na tego typu inicjatywę kanałami.
Pierwszą recenzję przeczytałem na prowadzonym przez Bioforgera blogu Antygry. Jakiś czas potem duży, bo aż całostronicowy materiał poświęcił książce tygodnik „Kultura” (piątkowy magazyn „Dziennika”). Redakcja ogólnopolskiego magazynu uznała, że jest to wydarzenie na tyle istotne, by zorganizować autorowi z tej okazji sesję fotograficzną. Jedno z wykonanych wtedy zdjęć ilustrowało artykuł, na inne do dziś można tu i tam trafić w sieci. Wkrótce po „Kulturze” zabrała głos Louvette z Altergrania. Książkę odnotowały też hobbystyczne strony poświęcone starym grom.
Gry artystyczne. O co tyle krzyku? (2): decyzje z pikseli
Dzisiaj pora na kolejny odcinek luźnej (i opatrzonej dodatkowymi pomysłami) relacji z JawnoSnowego spotkania na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, dotyczącego zjawiska gier artystycznych. W odcinku poprzednim próbowaliśmy (z pomocą uczestników łódzkiego spotkania i dyskutujących w wątku pod tekstem) ustalić, do czego właściwie mają się odnosić słowa „artystyczny” i „sztuka” – w odniesieniu do gier wideo i w ogólności. Jak się okazało w dyskusji pod tekstem – to bardzo skomplikowana sprawa. Potem przeszliśmy do omówienia gry „Passage” Jasona Rohrera – minimalistycznej historyjki o życiu. Dzisiaj – trochę o innych growych drobiazgach, które chciałyby istnieć na pograniczu zabawy i sztuk niebanalnych.
Piosenka menażeryjna (10)
Ważne rocznice, a nawet półrocznice, wypada celebrować. Godnie. Co trwa. Pierwsza półrocznica Jawnych Snów, które, przypomnijmy, narodziły się pierwszego dnia nowego roku i nowej dekady, wypadła… no, sami sobie policzcie. Zgodnie z poczętą w ową półrocznicę tradycją, każdy, kto w ciągu tych miesięcy dołączył do naszej wesołej gromadki i współtworzył Sny swymi tekstami, dostaje w upominku piosenkę. Czy raczej piosenek parę.
Dziś nadszedł czas na podziękowania dla autora, który w Jawnych Snach pełni funkcję szczególną – jako ta opoka, filar i ostoja. Paweł Schreiber, bo rzecz jasna o nim mowa, posłucha dziś zatem muzyki także szczególnej, godnej okazji. W menażeryjnych dedykacjach królowały dotąd dźwięki bardzo retro, z akcentem na Wielką Brytanię lat 60., wybór zespołu, który zagra na koniec tego okolicznościowego cyklu, nie powinien chyba nikogo dziwić.
DRIVE me crazy
„Oglądaj uważnie, bo wszystko wydarza się szybko. Pościg – pustynia – kryjówka – dziewczyna – blokada drogowa – koniec” – tym tłumaczeniem hasła reklamowego z plakatu „Znikającego punktu” Olaf kończył swój tekst o „Need For Speed: The Run”. W artykule podniesiony został m.in. problem braku odwołań wśród gier wideo do szlachetnego wzorca pod postacią wymienionego powyżej filmu:
„Może kiedyś powstanie taka gra. Chciałbym wierzyć, że to tylko kwestia czasu”.
Cytując zebranych w siedzibie PIS-u: „zwyciężymy”. Ale po zdaniu Olafa dotyczącym wyłącznie X muzy: „»Znikający punkt« doczekał się wielu potomków. Zwykle bez zbliżonych ambicji”, należy odpowiedzieć (dać odpór?): taki film powstał. A tytuł jego „Drive”.
Gry jako spoiwo kultury
Nie wiem, jakim cudem Collegium Civitas uznało, że warto wysłać mi zaproszenie na kameralny wykład profesora Zygmunta Baumana. Nie z redakcyjnego klucza chyba był ten wybór, okazałem się wśród słuchaczy jedynym reprezentantem „P”. Może osoba, która układała listę, pamiętała moje felietony w „Kulturze”? Czasem wspominałem ciepło o Baumanie.
Lubię tę myśl – byłoby mi bardzo miło.
Tak czy owak, nie mogłem z takiej szansy nie skorzystać. Może to jedna z – odpukać – ostatnich okazji.
***
Gry artystyczne – o co tyle krzyku? (1)
Czas wreszcie na spóźnioną relację z JawnoSnowego panelu na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Dotarliśmy tam z Olafem oczywiście cudem zdążając na pociąg (poranna kawa na dworcu zawsze każe wierzyć, że te siedem minut spokojnie wystarczy, żeby dotrzeć wszędzie na czas), przez całą drogę walcząc z sennością (ja po sezonie spóźnionych obron na uczelni, Olaf po Assassin’sCreedowej wyprawie do Stambułu). Ale senność ulotniła się, kiedy wylądowaliśmy w sali, na której przynajmniej część publiczności znaliśmy z ksywek pojawiających się w dyskusjach na Jawnych Snach. Trema. Bo to przecież nie byle jaka publiczność. A po chwili tremy – co następuje.