Archiwum kategorii: Zachwyty

Najdłuższa opowieść

tlj0Z „The Longest Journey” pierwszy raz zetknąłem się w okolicach liceum. Były to czasy, w których interesowały mnie przede wszystkim pełnokrwiste strzelanki i złożone gry RPG, aczkolwiek już wtedy miały miejsce moje pierwsze, nieśmiałe wycieczki w okolice Syberii czy Małpiej Wyspy. Po TLJ sięgnąłem w sumie przypadkiem, zaś sięgnąwszy – zakochałem się bez reszty.

Czytaj dalej →

Musisz Przeczytać Ten Wpis

TheGame-2012-05-21-06-50-13-10

Lubię retro. Choć doskonale rozumiem  – i w pełni popieram – postawę Aleksandra, zawsze bardzo chętnie sięgam po gry emulujące doznania towarzyszące mi na samym początku mojej growej edukacji. Z tego też powodu moje zainteresowanie wzbudziła prosta platformówka zatytułowana „You Have To Win The Game” stworzona przez J. Kyle’a Pittmana pod szyldem Pirate Hearts. Pittman na co dzień jest pracownikiem Gearbox Software i pracował przy wielu komercyjnych, wysokobudżetowych produkcjach, takich jak obie części „Borderlands”, „Brothers In Arms” czy „Duke Nukem Forever”. Prowadzenie Pirate Hearts jest dlań zajęciem czysto hobbystycznym, zaś „YHTWTG” to darmowy niezależny projekt stworzony po godzinach pracy, niesiony falą tęsknoty za estetyką gier komputerowych lat osiemdziesiątych zeszłego stulecia. Zwykła platformówka jakich wiele do tej pory powstało i jakich powstanie jeszcze mnóstwo.

Czytaj dalej →

Opowieść o Iwanie

Iwan w pełnej krasieOpowiem wam dzisiaj o Iwanie. Iwan to mój dobry znajomy – tak przynajmniej lubię sobie o nim myśleć, choć, gdyby go zapytać, pewnie tylko odburknąłby coś niezrozumiale z tym swoim twardym wschodnim akcentem, bo chłop nie bardzo lubi uzewnętrzniać swoje uczucia. Iwan mógłby wydawać się nieprzyjemnym typem, szczególnie, gdy się go porówna z takim na przykład Johnem – innym moim znajomym, który ma ADHD i fioła na punkcie militariów, co jest może mało bezpiecznym, ale za to niezwykle porywającym, a nawet rozrywającym, połączeniem. John jest miły, gładki w słowach i często się uśmiecha, czy wręcz – kokietuje, zapraszając do kolejnych zabaw czy w paintballa czy wyciągając na quady. Iwan tymczasem spoziera na okolicę krzywym spojrzeniem, jakby go miała za chwilę zaatakować, chwycić za kark i rzucić szakalom na pożarcie, albo przynajmniej posądzić o coś paskudnego.

Czytaj dalej →

Witaj w świecie MOTHER 3

Ile razy twórcy gier zapewniali nas, że dzięki współpracy ze znanymi pisarzami przedstawione przez nich historie będą najwyższej klasy? Niestety z tych zapewnień zazwyczaj nic nie wynika. Richard Morgan nie pomógł fabule „Crysisa 2”, słynny John Milius nie ocalił „Homefronta”, a Robert Salvatore nie sprawił, że gracze zakochali się w „Kingdoms of Amalur: Reckoning”. Szczęścia nie miały też ambitne projekty, za które odpowiadali sławni reżyserzy. Ani grze science fiction Stevena Spielberga, ani horrorowi Guillermo del Toro nie było dane ujrzeć światła dziennego.

Czytaj dalej →

A ja wolę „Daturę”

Dopiero teraz rozumiem jak trafnym było nazwanie gry łacińskim terminem oznaczającym rodzaj roślin o tak dwoistym charakterze. Hodowanych, podziwianych, choć dzięki wysokiej zawartości uroczego wachlarza alkaloidów – niebezpiecznych, po dostaniu się do organizmu zmieniających postrzeganie rzeczywistości. Utwór łódzkiego studia Plastic to właśnie ze mną uczynił – wzbudził nieufność, potem zachwycił i na koniec zatruł.

Czytaj dalej →

Klęsk@ i N@dzieja w Sieci

Kupując „Journey” (w wersji polskiej – „Podróż”) nawet o sprawie nie wiedziałem. Kupiłem dla intrygujących autorów, dla obrazów podpatrzonych w internecie, dla muzyki zapowiadającej się pysznie, wreszcie dla notorycznego już wsparcia gier eksperymentalnych. Zaskoczeniem było, że eksperyment rozciąga się tym razem na obszar, do którego ostatnimi czasy czułem obrzydzenie. Na rozgrywkę wieloosobową.

Czytaj dalej →

Zachwyty: Skyrim w HD

Mam w mieszkaniu piec kaflowy. To właściwie źle powiedziane. Ja mieszkam tam na stałe od jakichś dwóch lat, a piec (pewnie kilkakrotnie przebudowywany) od prawie stulecia. Poprawniej więc byłoby pewnie powiedzieć, że to nie ja go mam, tylko on ma mnie – kolejnego w szeregu lokatorów, którzy przychodzą i odchodzą, nietrwali, jak to ludzie. Wciąż próbujemy się z piecem dogadywać, ale nasze relacje bywają napięte.

Czytaj dalej →

Zachwyty: gry wojenne

Pisałem ostatnio o tym, jak dziwnie grywa się w niektóre gry wojenne, i o czym warto pamiętać, kiedy się człowiek za takową zabiera. Tekst dotyczył gry opowiadającej o wojnie w Czeczenii, ale, jak zauważył w komentarzach pod nim Dawid Walerych, mógłby równie dobrze opowiadać o innych wojnach, przez kogo innego prowadzonych. Gry wideo chyba jednak rzadko pozostają do końca etycznie w porządku wobec ludzi, o których cierpieniu pośrednio czy bezpośrednio opowiadają. Oczywiście, to nie tylko ich problem – to samo dotyczy filmów, powieści, poezji. Od jakichś paru tysiącleci. Trudno wyważyć radosny, napompowany adrenaliną żywioł bojowy ze współczuciem. W grach chyba stanowczo za dużo tego pierwszego, a za mało drugiego.

Czytaj dalej →

do not WALKEN outside this area

Christopher Walken gra we wszystkim, co porusza się 24 klatki na sekundę. Wynika to prawdopodobnie z tego, że – mimo swojego wieku – wciąż pamięta jeszcze milczący telefon początkującego aktora. W fantastycznej rozmowie z Henrym Rollinsem dodał, iż w zasadzie nie ma żadnego hobby i po prostu lubi grać (serwis IMDb wyświetla jego 117 ról!). W efekcie obok tytułów wybitnych w rodzaju „Łowcy jeleni” Michaela Cimino (Oscar za rolę drugoplanową) czy „Pogrzebu” Abla Ferrary, wystąpił też w wielu obrazach tak złych – cytuję – że sam nie miał ochoty ich obejrzeć albo po prostu nie trafiły one nawet na kasety wideo. W 1996 roku wystąpił także w dwóch bardzo dobrych grach komputerowych: przygodówce FMV „Ripper” oraz kosmicznym symulatorze handlowym „Privateer 2: The Darkening” (dla tej drugiej produkcji kupiłem swój pierwszy pecetowy joystick).
Czytaj dalej →

Zachwyty: Knajpa na krawędzi nieba

Trudno było mi wejść w świat „Skyrima”. Udało się w końcu, i to świetnie, ale zajęło mi to sporo czasu. Sam się temu trochę dziwię, bo od „Daggerfalla” w każdej grze z serii „The Elder Scrolls” rozkochiwałem się bez pamięci już od pierwszego wejrzenia. Oczywiście potem zdarzało się, że ta miłość mocno chłodła. Grunt, że pierwsze wrażenie zawsze było oszołamiające i przez parę pierwszych miesięcy chodziłem jak walnięty obuchem, z przekonaniem, że gram w najlepszą grę na świecie. A tym razem – z początku coś inaczej, sztuczniej, nie tak jak dawniej. Zmieniła się seria „Elder Scrolls” czy zmieniłem się ja sam?

Czytaj dalej →