Wyobraźmy sobie, że gram w jakiegoś RPGa, jakich wiele. Wchodzę do wsi. Facet z pierwszej chatki po lewej mówi, że zgubił rodowy pierścień w pobliskim grobowcu, a tam starożytne zombie, więc kłopot. W drugiej chatce jakaś kobieta skarży się, że jej syn od dwóch dni nie wraca, a poszedł tylko do karczmy po piwo. W karczmie (za wyjątkiem karczmarza pustej) dowiaduję się tylko, że w piwnicy rozpleniły się szczury, a ten, kto je zgładzi, dostanie w nagrodę pół barku i córkę karczmarza. Każde z tych zadań pięknie się rozwija (na trzy sposoby jawne i jeden easter-eggowy), za każde dostaję piękne nagrody. Czemu się krzywię? Ano temu, że faceta z pierwszej chatki po lewej zupełnie nie obchodzi zaginięcie syna sąsiadki, a karczmarz, który miał mu sprzedawać piwo (więc może widział go jako ostatni) nie ma na jego temat nic do powiedzenia. To przecież mała wioska, w której wszyscy powinni wszystkich znać. A tu – każde zadanie i każda postać to samotna wyspa, zawieszona w społecznej próżni. Czy rzadko widywaliśmy takie gry?
Archiwa tagu: Jacek Dukaj
Cylinder syberyjski
W roku 1999 Colin Thubron, jeden z najlepszych brytyjskich autorów książek podróżniczych, wybrał się na wyprawę przez Syberię. Trudno opisać dziwy, jakich się tam naoglądał – okazało się, że to ziemia dziwna i dla człowieka Zachodu o wiele bardziej obca, niż mogłoby się wydawać. Kiedy czytałem książkę „Po Syberii„, która właśnie ukazała się w Polsce, w głowie cały czas pojawiały mi się skojarzenia z dwoma innymi tekstami (w szerokim rozumieniu): „Lodem” Jacka Dukaja i serią gier „S.T.A.L.K.E.R.”. Thubron opisuje świat, w którym pod zmarzniętą ziemią śpią mamuty oraz dusze i ciała umarłych, czekających na moment, kiedy będą mogły wydostać się na powierzchnię. Gdzie ludzie opowiadają sobie o dziwacznych energiach, które mają zmienić oblicze świata. Gdzie czas płynie trochę inaczej, a przestrzeń ma trochę inny kształt. Najważniejszym elementem tego świata stał się dla mnie Cylinder.
Konkurs
Zgodnie z obietnicą – żeby uczcić kolejny udany miesiąc naszego istnienia, ogłaszamy dzisiaj konkurs dla wszystkich czytelników Jawnych Snów. Na początek sprawy organizacyjne – nieprzekraczalny termin nadsyłania prac na adres Menazeria@JawneSny.pl to północ w niedzielę 20 marca. Jak Olaf już pisał – dla autorów najlepszych zdaniem jury (składającego się z JawnoSnowej menażerii) przewidujemy nagrody. Laureaci kolejnych miejsc będą sobie z nich kolejno wybierać to, co ich najbardziej interesuje. Najciekawsze prace zostaną opublikowane na JS. A teraz sprawa najistotniejsza – to konkurs poetycki.
Chcielibyśmy dostać od Was wiersze na dowolne tematy związane z grami. O własnym doświadczeniu grania. O ukochanej/znienawidzonej grze. O tym, o co chcielibyśmy zapytać Marcusa Fenixa, ale nie mamy śmiałości. Serenadę, którą Master Chief mógłby zaśpiewać pod oknem Morrigan. Epos o czynach Sackboya. W dowolnej formie – od haiku po poemat dygresyjny na kilkadziesiąt tysięcy wersów. Na poważnie – albo nie.
Niewyzerowani: człowiek w przebudowie (2)
W poprzedniej części tekstu mowa była o tym, jak z twórczości Czechowa można po trochu wygrzebać pojawiające się w myśli transhumanistycznej wątki. Jego bohaterowie żyją w świecie, który się gwałtownie zmienia, i konsekwentnie, prawie obsesyjnie rozmawiają o nadchodzącej zmianie całej ludzkości, trochę na nią czekając, a trochę się jej bojąc. Ale Czechow bardzo ciekawie i pomysłowo rozgrywa kwestię ich nadziei i obaw. „Zbliża się czas, nadciąga coś wielkiego, zanosi się na ogromną, wspaniałą burzę, która już idzie, jest blisko” – mówi w „Trzech siostrach” Tuzenbach. Nie wie, że coś się faktycznie zbliża – ale jest to jego śmierć w pojedynku. Jakiej rewolucji oczekujemy? Czym lub kim będzie nasz nowy człowiek? I czy warto na rewolucję liczyć?
Niewyzerowani: człowiek w przebudowie (1)
Kiedy Olaf na początku trzeciej części swojego tekstu „Wyzerowani” o najnowszym tomie opowiadań/powieści Jacka Dukaja „Król Bólu” wspomniał o Czechowie – poczułem się trochę wywołany do tablicy. Pewnie nie jako człowiek teatru czy człowiek kultury, ale jako wierny wielbiciel twórczości autora „Trzech sióstr” – i pewnie też jeden z tych, którzy częściej patrzą w tył niż w przód. A może ujmijmy to inaczej – jeden z tych, którzy mają wrażenie, że patrzenie w tył bardzo często patrzeniu w przód pomaga. Kiedy pomyślałem trochę nad tekstem Olafa (i tekstami Dukaja), przyszło mi do głowy, że żeby popatrzeć na to, co może czekać w przyszłości samo pojęcie człowieczeństwa, może nie trzeba od razu czytać snującego dalekosiężne wizje Kurzweila. Czasem wystarczy – tak, właśnie – poczytać Czechowa. I Tołstoja. I Dostojewskiego.
Wyzerowani (3)
Rozumiem ludzi teatru, gdy mówią, że mogliby wystawiać tylko sztuki Czechowa – bo jest w nich wszystko; cała prawda o ludzkiej naturze, wszelkie odcienie naszej egzystencji. Rozumiem, gdy tak samo bibliofile postrzegają Tołstoja czy Dostojewskiego – scena, w której książę Myszkin tłucze wazę, wstrząsnęła mną jako nastolatkiem i dotąd trzyma w swych kleszczach, odsłaniając nowe znaczenia, przystawiając coraz to nowe lustra do scen, w których zmuszony jestem grać coraz to nowe role. Ludzie kultury są siłą rzeczy głęboko zakorzenieni w przeszłości. To z tradycji piją soki. To usankcjonowane upływem czasu, który się ich nie ima, uniwersalne w swym przesłaniu arcydzieła są dla nich punktami odniesienia i zarazem punktami odbicia. Ale też może z tego powodu trudniej im dostrzec to, co nie za nami, a przed nami.
Wyzerowani (2)
Wracamy do Dukaja. Nieplanowana, a jednak konieczna dygresja: siadam do tego tekstu po dziesiątej wieczorem, nietypowo jak na tę porę wypruty (jestem zasadniczo nocny zwierz). Mam niepokojące poczucie, że umysł osuwa się w czeluść katatonii. Jeśli coś się ułoży nieskładnie – litości. Najwyżej dopowiem zbyt ostre skróty myślowe za parę dni, zreanimowany górskim powietrzem. Albowiem jutro po północy znikam na dwa tygodnie. Nie żegnamy się, wybrałem erem z dostępem do Internetu.
Na rozgrzewkę parę słów o recepcji Dukaja wśród tak zwanych polskich elit i mojej na to niezgodzie. Etykieta pisarza SF to w tym kraju dla literata chyba najgorszy z możliwych stygmat. Przykre, ale postrzegają ją jako znamię hańby nawet sensowni, inteligentni ludzie – mimo że przecież był Lem. Paweł pisał tu w jakimś komentarzu, że Jacek Dukaj ma nie mniejszy potencjał. Ja się z tym zgadzam. Więcej. Sądzę, że po „Innych pieśniach”, „Lodzie” i „Linii oporu” mógłby nawet złamać pióro, a i tak należałby mu się laur jednego z najwybitniejszych współczesnych pisarzy.
Wyzerowani
Pamiętacie nie tak dawną ekscytację faktem, że minister obrony Korei Południowej przywołał w publicznej wypowiedzi grę „StarCraft”? Echo poszło po mediach tematycznych jak halny po Tatrach, choć akurat redaktorów specjalizujących się w grach wideo ta wypowiedź najmniej powinna dziwić. Świetnie wiedzą, że „StarCraft” jest w tym kraju popularny jak u nas futbol. Telewizje nadają mecze, zakwitające dziewczęta wieszają sobie nad łóżkami zdjęcia słynnych zawodników, zapewne nawet panie szatniarki mają zgrzebne pojęcie, kto prowadzi w lidze. A tu nagle, ni stąd, ni zowąd, medialny szum, bo jakiś polityk sięgnął po czytelny dla wszystkich rodaków punkt odniesienia, tłumacząc, czym nie jest rzeczywisty kryzys graniczny, grożący prawdziwą wojną.