Archiwum kategorii: Retro

W morzu słów: Gra i Poeta

Robert Pinsky to jedna z najważniejszych postaci współczesnej poezji amerykańskiej. W pewnym momencie piastował nawet urząd Poet Laureate – oficjalnego poety Stanów Zjednoczonych przy Bibliotece Kongresu. Wyżej wspiąć się trudno. Ale, w przeciwieństwie do większości wielkich i znanych poetów świata, Pinsky jest też twórcą gry komputerowej. W 1984 roku we współpracy z programistami z Synapse Software stworzył tekstową grę „Mindwheel”. Nie był to wypadek przy pracy czy wstydliwy epizod z życia wielkiego literata. W opublikowanym ponad 10 lat później w NYT artykule Pinsky-poeta używa doświadczeń Pinsky’ego-gracza, żeby wskazać punkty styczne poezji i gier wideo.

Czytaj dalej →

Departament śmierci

Odwoływałem się już kiedyś na Jawnych Snach do „Grim Fandango”. Nie wspomniałem, że grę skończyłem stosunkowo niedawno: trzy lata temu. Tytuł nabyłem w jakiejś kolekcji klasyki bodajże w 2003 roku, ale sięgnąłem do niego dopiero parę lat później. Wtedy właściwie nie wiedziałem dlaczego, jednak teraz ukryty powód wyprawy do Krainy Umarłych, inspirowanej meksykańską kulturą śmierci, wydaje mi się oczywisty: u jednej z bliskich mi osób stwierdzono nieoperacyjny nowotwór.

Czytaj dalej →

Niegdysiejsze śniegi: na własne oczy

Gram w którąś z ważnych epickich gier RPG. Szykuje się wojna: armie Dobrych i Złych rozbijają obozy przy granicy i szczerzą do siebie zębiska, dowódcy przemieszczają pod osłoną nocy posiłki, lada chwila wybuchnie wielka bitwa, której nic już nie może zapobiec. No, prawie nic – bo wystarczy, że moja postać heroicznie powstrzyma się od wykonania zadania, które jej powierzono, a zamiast tego prześpi sobie najbliższe dwa lata w tawernie. Skaczący sobie do gardeł wrogowie będą cierpliwie czekali, aż się wyśpi. Potem, jeśli mam szczęście, zobaczę filmik przedstawiający wielką bitwę, w której nie da się uczestniczyć, a jeśli nie mam – kilka trupów na krzyż w liczącym sobie dziesięcioro mieszkańców obozie, w którym każdy próbuje mi wmówić, że jest częścią kilkusettysięcznej armii, co właśnie dostała łupnia. Czuję się oszukany. Nie da się inaczej? Czy kierując swoją postacią nie mogę na własne oczy zobaczyć ogromu tego, co się dzieje? Jestem skazany na blef? Gdzie się podział Mike Singleton?

Czytaj dalej →

Niegdysiejsze śniegi (1): żaba, która została bogiem

Na początek słówko wyjaśnienia, bo nagłówek wskazuje, że właśnie zacząłem kolejną na Jawnych serię tekstów (nie zakończywszy uprzednio kilku innych serii – taka już moja natura). „Niegdysiejsze śniegi” będą opowiadać o firmach oraz nazwiskach, które kiedyś były dla branży gier bardzo ważne, stały za wspaniałymi tytułami, a potem – coś poszło nie tak. Z różnych przyczyn – czasem chodziło o pieniądze, czasem o zachłyśnięcie się własnym sukcesem, a czasem o skok technologiczny, za którym twórcy nie nadążyli. Będzie to więc seria historii smutnych, czasem z morałem, czasem bez. Pojawią się w niej nazwiska wielkich postaci, które w końcu się poośmieszały, i wielkich tytułów, które w końcu poośmieszali inni, próbując wskrzesić dawne legendy. A jako że ostatnio ośmieszoną marką stał się „Syndicate”, cykl zaczynamy od – – –

Czytaj dalej →

Opowieści z Zakazanego Lasu

Najstarsi czytelnicy Jawnych Snów pamiętają być może mroczną historię rezydencji Zacharego Gravesa. „Haunted House” – Le Manoir du diable świata gier, pierwszy interaktywny horror, pierwszy wirtualny nawiedzony dom, dostojnie straszący podmuchami wiatru, szeroko otwartymi oczami i stukotem kroków w ciemnych korytarzach – powstał w roku 1981. Już dwa lata później gracze musieli zmierzyć się z doznaniami znacznie bardziej gwałtownej natury.

Czytaj dalej →

Restart

To już chyba koniec sezonu podsumowań roku. Pójdźmy zatem… krok dalej. Adekwatnie do aury, proponuję coś bardziej sycącego. A gdyby tak podsumowanie ostatnich trzydziestu lat i na dokładkę dziesięciu kolejnych? Ależ nie będzie tak znowu mdło. Obiecuję podlać sosem z marudzenia i internetowego jadu. Choć też przyozdobię skromną wisienką nadziei, dzięki której wciąż przejmuję się grami.

Czytaj dalej →

White Christmas

Protestuję. Jutro Wigilia. Na dworze zimno. Mieszkająca w mojej piwnicy kotka z tego zimna w ogóle nie chce złazić z rur pod sufitem. Kiedy ją odwiedzam i chcę sobie z nią porozmawiać, miauczy – „albo podchodzisz, albo nic z tego”. Mamy jakoby zimę. Ale jaka to zima, której w ogóle nie widać? Jutro Wigilia. Jest jeszcze czas na to, żeby protestować, aż odpowiednie Władze zareagują. Domagam się śniegu. Jeśli go nie będzie, wycofam się po dziecinnemu w świat wirtualny, gdzie śnieg przynajmniej jest. Na wyciągnięcie ręki. Szanowne Władze odpowiadające za niedobory pogody nie wierzą? No to proszę bardzo!

Czytaj dalej →

Sny o lataniu

W późnej podstawówce czytałem dużo Antoine’a de Saint Exupery’ego. Zaczęło się oczywiście od „Małego Księcia”, którego po pewnym czasie znałem na pamięć od początku i od końca. Każdy wie, że jest tam róża i lis, ale mało kto zwraca uwagę na samolot. A moją uwagę przykuwał właśnie on. Nie dlatego, że opieka narratora nad samolotem daje się porównać z opieką Księcia nad Różą. Wiadomo, że samolot jest w „Małym Księciu” skazany na granie milczącej roli trzecioplanowej. Chodzi o co innego – przecież wszystko w „Małym Księciu” wynika z tego, że narrator jest pilotem. Są pewne doświadczenia, które dotyczą tylko pilotów – na przykład, tylko oni lądują awaryjnie na pustyni. U Saint-Exupery’ego (zwłaszcza w „Nocnym locie” i „Ziemi, planecie ludzi”) pilot zawsze patrzy na świat inaczej, z bosko-ludzkiej perspektywy, widząc zamiast ludzi małe kropeczki na powierzchni planety, ale nie zapominając, że to ludzie. Istnieje ryzyko, że gdyby zamiast pilota na pustyni wylądował awaryjnie księgowy, piłkarz albo profesor nauk humanistycznych, nigdy by nie zauważył Małego Księcia.

Czytaj dalej →

do not WALKEN outside this area

Christopher Walken gra we wszystkim, co porusza się 24 klatki na sekundę. Wynika to prawdopodobnie z tego, że – mimo swojego wieku – wciąż pamięta jeszcze milczący telefon początkującego aktora. W fantastycznej rozmowie z Henrym Rollinsem dodał, iż w zasadzie nie ma żadnego hobby i po prostu lubi grać (serwis IMDb wyświetla jego 117 ról!). W efekcie obok tytułów wybitnych w rodzaju „Łowcy jeleni” Michaela Cimino (Oscar za rolę drugoplanową) czy „Pogrzebu” Abla Ferrary, wystąpił też w wielu obrazach tak złych – cytuję – że sam nie miał ochoty ich obejrzeć albo po prostu nie trafiły one nawet na kasety wideo. W 1996 roku wystąpił także w dwóch bardzo dobrych grach komputerowych: przygodówce FMV „Ripper” oraz kosmicznym symulatorze handlowym „Privateer 2: The Darkening” (dla tej drugiej produkcji kupiłem swój pierwszy pecetowy joystick).
Czytaj dalej →

Marsz postępu

„Postęp” to słowo-klucz w bardzo wielu dziedzinach. Zdarza się, że jest mocno nadużywane – niektórzy mówią o postępie w sztuce (w której Picasso jest bardziej postępowy od Rafaela) czy postępie w literaturze (Homer do domu! Houellebecq na ołtarze!). Są jednak też dziedziny kultury, w których na pewno można o nim mówić. Należy do nich świat gier wideo.

Czytaj dalej →