Archiwum autora: Paweł Schreiber

W morzu słów

Przygotowuję się właśnie – już od baardzo długiego czasu – do napisania kolejnego tekstu z cyklu „Niegdysiejsze śniegi”. Nie przypuszczałem, że będzie to aż tak pracochłonne i aż tak przyjemne. Kolejny tekst (który ukaże się „when it’s done”) ma dotyczyć jednej z największych legend gier wideo (choć tu słowo „wideo” niekoniecznie na miejscu) – firmy Infocom. Dla nieobeznanych z tematem – gry Infocomu to w przytłaczającej większości czysto tekstowe przygodówki, czyli IF (interactive fiction). Zagrywam się więc w stare i nowe IF-y, co chwila odkrywając nowe tytuły, i zastanawiając się, czy niedługo nie będzie to moja ulubiona forma w grach. Dzisiaj – refleksja na marginesie tej roboty.

Czytaj dalej →

Granica

Dłuższy czas temu gruchnęła wieść, która na wielu graczach nie zrobiła pewnie zbyt wielkiego wrażenia – Microsoft rozpędził zespół odpowiedzialny za tworzenie legendarnej serii „Flight Simulator”. Dla mnie było to gruchnięcie bardzo dotkliwe – kolejnymi wersjami MFSa bawiłem się od bardzo dawna, a o jego pierwszych częściach słyszałem jeszcze w dzieciństwie. Potem – na otarcie łez – Microsoft poinformował, że nie ma już „Microsoft Flight Simulatora”, a powstaje darmowy, ale równie piękny „Microsoft Flight”. Troszkę zaniepokojony (bo jak zachować spokój, kiedy z tytułu symulatora znika słowo „symulator”, zwłaszcza, kiedy było tam od trzydziestu lat z okładem), ale niezrażony, czekałem. „Flight” najpierw miał dla mnie kształt zwiastuna (całkiem miłego), potem mnożących się obrazków (ładnych), a wreszcie objawił się w całej krasie. Na przykład na Steamie. Z adnotacją: „Free to play. Simulator. Casual”. Casual? Chwileczkę, chwileczkę!!

Czytaj dalej →

O braku fanfar

Powinny być trąby, bębny, fanfary, wznoszone spontanicznie okrzyki, delegacje z kwiatami i entuzjastyczne recenzje w pismach i na portalach. W końcu wyszedł (oczekiwany od 10 lat!) dalszy ciąg jednej z najważniejszych serii w historii gier. Okazał się bardzo, ale to bardzo dobrym tytułem. Gdzie trąby, bębny, fanfary, okrzyki, kwiaty i recenzje? Jest sporo wzmianek w serwisach i na blogach, ale recenzji z prawdziwego znaczenia – tyle, co nic. Przeważnie standardowe „Zaczyna się fajnie” i „Ktoś grał? Warto?”. Co się stało? Skąd ten bojkot? Ano stąd, że „Wing Commander Saga: The Darkest Dawn” to darmowa, nieoficjalna produkcja fanowska.

Czytaj dalej →

Niegdysiejsze śniegi: na własne oczy

Gram w którąś z ważnych epickich gier RPG. Szykuje się wojna: armie Dobrych i Złych rozbijają obozy przy granicy i szczerzą do siebie zębiska, dowódcy przemieszczają pod osłoną nocy posiłki, lada chwila wybuchnie wielka bitwa, której nic już nie może zapobiec. No, prawie nic – bo wystarczy, że moja postać heroicznie powstrzyma się od wykonania zadania, które jej powierzono, a zamiast tego prześpi sobie najbliższe dwa lata w tawernie. Skaczący sobie do gardeł wrogowie będą cierpliwie czekali, aż się wyśpi. Potem, jeśli mam szczęście, zobaczę filmik przedstawiający wielką bitwę, w której nie da się uczestniczyć, a jeśli nie mam – kilka trupów na krzyż w liczącym sobie dziesięcioro mieszkańców obozie, w którym każdy próbuje mi wmówić, że jest częścią kilkusettysięcznej armii, co właśnie dostała łupnia. Czuję się oszukany. Nie da się inaczej? Czy kierując swoją postacią nie mogę na własne oczy zobaczyć ogromu tego, co się dzieje? Jestem skazany na blef? Gdzie się podział Mike Singleton?

Czytaj dalej →

Dziad przezwyciężony, baba zwycięska

Trudno się porzuca nawyki stetryczałego dziada. Na początku XXI wieku parę lat rozwoju gier wykształciło we mnie przyzwyczajenie do marudzenia. Zresztą nie tylko we mnie. W pisaniu o grach wciąż co chwila można natrafić na przepływające tu i ówdzie hasła: kiedyś to były gry… dzisiaj wielkie koncerny… dawniej mieliśmy wyobraźnię, dziś mamy grafikę… kiedyś ludzie mieli pomysły, dziś mają miliony w budżecie… Dzisiaj coraz częściej łapię się na tym, że wciąż myślę w taki sposób o świecie gier, do którego takie myślenie już zupełnie nie pasuje. Muszę staremu dziadowi, który się we mnie kryje, wytłumaczyć, że chyba jest przeciwnie, niż mu się wydaje. Że to właśnie dzisiaj są czasy, które kiedyś będziemy wspominać z nostalgią – dzisiaj to były pomysły. Dzisiaj to mieli wyobraźnię. Dzisiaj to były gry.

Czytaj dalej →

Akademia: zapraszamy do Lublina

Swego czasu zapowiadaliśmy konferencję „Prawda-Fikcja-Kłamstwo” Koła Naukowego Medioznawców na UMCS w Lublinie, a to dlatego, że w ogłoszeniu dla potencjalnych prelegentów była mowa nie tylko o literaturze i szeroko pojętej kulturze, ale też, bardzo konkretnie, o grach wideo. Pora o tej konferencji przypomnieć, bo 1. odbędzie się lada chwila, 2. są na niej referaty o grach wideo, 3. kończy się gościnnym występem Jawnych Snów.

Czytaj dalej →

Niegdysiejsze śniegi (1): żaba, która została bogiem

Na początek słówko wyjaśnienia, bo nagłówek wskazuje, że właśnie zacząłem kolejną na Jawnych serię tekstów (nie zakończywszy uprzednio kilku innych serii – taka już moja natura). „Niegdysiejsze śniegi” będą opowiadać o firmach oraz nazwiskach, które kiedyś były dla branży gier bardzo ważne, stały za wspaniałymi tytułami, a potem – coś poszło nie tak. Z różnych przyczyn – czasem chodziło o pieniądze, czasem o zachłyśnięcie się własnym sukcesem, a czasem o skok technologiczny, za którym twórcy nie nadążyli. Będzie to więc seria historii smutnych, czasem z morałem, czasem bez. Pojawią się w niej nazwiska wielkich postaci, które w końcu się poośmieszały, i wielkich tytułów, które w końcu poośmieszali inni, próbując wskrzesić dawne legendy. A jako że ostatnio ośmieszoną marką stał się „Syndicate”, cykl zaczynamy od – – –

Czytaj dalej →

O niezbędności zbędnego szczegółu

Po wpisie o zakamarkach w „Skyrimie” myślałem trochę o roli niepotrzebnych szczegółów w grach. Tego wszystkiego, co sprawia, że nie możemy się skupić na głównym wątku fabularnym, że w sytuacjach wymagających koncentracji nagle jesteśmy myślami przy jakimś nieistotnym drobiazgu, że w pewnym momencie przestają nas interesować losy towarzyszy broni i całego świata, bo właśnie znaleźliśmy coś tak uroczego, że musimy się nad tym pochylić.

Czytaj dalej →

Pochwała zakamarków

Ciężko u mnie ostatnio z graniem. Zupełnie nie nadążam za tym, co się dzieje na rynku. Nie mówię nawet o najnowszych rzeczach – odłogiem leży nawet ledwie nadgryzione (a przecież bardzo smakowite) „Dark Souls”. Szkoda gadać. A wszystko przez tego przeklętego „Skyrima”. Kiedy tylko mam czas pograć (a ostatnio, niestety, z czasem krucho), prędzej czy później siadam właśnie do niego. Wątek fabularny ledwie rozpoczęty, a na zegarze gry niedługo już 60 godzin. Dawno żadna gra mnie na tak długo nie przykuła. Ki diabeł? Ano ten, który tkwi w szczególe. A konkretniej – w zakamarkach.

Czytaj dalej →

Rozmowy z botem: Dylemat Otacona

Kiedy myślę o obrazie miłości w grach wideo, od razu przychodzi mi do głowy najbardziej oczywisty przykład: pierwszy „Metal Gear Solid”. Bohaterowie tej gry znajdują czas nie tylko na ukrywanie się po kątach oraz strzelanie do ludzi i zwierząt, ale również na bardzo poważne rozmowy o wszystkim, co im przyjdzie do głowy. Również o miłości. Najsłynniejszą dyskusję na ten temat odbywa oczywiście onieśmielony Snake z jeszcze bardziej onieśmielonym Otaconem:

Czytaj dalej →